piątek, 30 kwietnia 2010

Blowin' in the Wind

Pogoda obłaskawia temperaturą i nasłonecznieniem. I niby fajnie, ale jak się w domu przy piwie siedzi. Jak trzeba popołudniu pracować, a praca polega na pobudzaniu aktywności umysłowej leniwych studentów, to się pracować odechciewa. Drogi panie Wakacje, zwracam się z uprzejmą prośbą o szybkie nadejście.

Nasz etatowy wyrobnik z Australii nieśmiało wyraził wczoraj chęć integracji. Ja rozumiem, że my z pozoru jesteśmy mili, pełni ogłady oraz dobrze ułożeni, ale czy on na pewno chce poznać polskie zwyczaje towarzyskie w naszym, Bandyckim wykonaniu? Bo wiedz waść, że my kangurów za kołnierz nie wylewamy!

Ludzie mi znajomi i bliscy zachwycają się uderzeniem wiosny, bo będzie można jeść szparagi, świeżego kalafiora, a w niedalekiej przyszłości może i truskawki. I że w ogóle to taki oczyszczający duszę okres. A o możliwości picia piwa na świeżym powietrzu to już nikt nie wspomni! A przecież nie dość, że to samo zdrowie, to jeszcze jak na duchu podnosi.

wtorek, 27 kwietnia 2010

People Are Strange

No i dupa, tym razem nie wygrałem, więc piwa nie dostaniecie. Ale dzisiaj znowu jest kosmiczna kumulacja, więc nie traćcie nadziei.

Za oknem wiosna ostro rozkwita i, póki co, jest niezwykle przyjemnie. Ale obawiam się, że nasza kochająca skrajności pogoda zmierza właśnie do stanu, w którym przestaje mi już być miło, a zaczynam się pocić. Droga pogodo, apeluję o rozsądek!

Wczoraj na zajęciach chciałem być kreatywny. Odświeżyliśmy sobie historię Noego i jego arki, a potem poprosiłem studentów, żeby zrobili listę dziesięciu zwierząt, które oni uratowaliby przed zagładą i żeby uargumentowali swój wybór. Większość wybrała standardowo – krowa, bo daje mleko, koń, bo można na nim jeździć, świnie i kurczaki na mięso, owca, bo daje wełnę, i tak dalej. Jeden student zaskoczył mnie jednak. Zaczynając od dżdżownicy i jakiegoś ptaka wymyślił długi i skomplikowany łańcuch pokarmowy. Zapytałem go więc, czemu zabrałby akurat te zwierzątka na swoją arkę. Z rozbrajającą szczerością powiedział, że chciałby zobaczyć jak te wszystkie stworzenia pożerają się kolejno. Rozrywka ponad wszystko.

Znowu dodałem dwie pozycje do listy głupot (Highway to Akordeon, Książki Znanych Aktorów oraz Droga do Nirwany).

piątek, 23 kwietnia 2010

Dream On

Wczoraj, pierwszy raz w życiu, wygrałem coś w państwowej loterii. Rzadko mi się zdarza wygrać więcej niż postawiłem, ale wczoraj się udało. Trafiłem dwie trójki i szkoda, że w tym sporcie dwie trójki nie dają szóstki. Tych, co by chcieli, żebym piwo postawił, od razu uprzedzam, że całą wygraną już zainwestowałem w losy na jutrzejszą kumulację. Jak jutro będzie szóstka, to stawiam piwo wszystkim na świecie.

Korzystając z okazji, chciałbym polecić wszystkim (poza tymi, którym już polecałem) dokument pt. ‘Beats of Freedom’ – świetny film o roli polskiego rocka w obalaniu komunizmu. Filmowi towarzyszy cudowny, dwupłytowy soundtrack – płyta, która nie schodzi z mojej plejlisty od dobrego miesiąca.

A na deser dokładam parę nowości do kącika rozrywki.

wtorek, 20 kwietnia 2010

Back in Black

Skończyła się nam żałoba, więc jest dobry moment, żeby bloga odchwaścić.
Jeśli idzie o samą żałobę, to naiwnie wierzyłem, że się naród zjednoczy w obliczu przerażającej katastrofy. I że po żałobie to się będziemy wszyscy bardziej szanować. Myliłem się oczywiście, bo widać wyraźnie, że niektórzy odliczali godziny, żeby czym prędzej zdjąć czarne krawaty i powrócić do starego, dobrego plucia jadem. Ba, niektórzy nawet do pogrzebu nie czekali, bo już w okresie żałoby snuli teorie spiskowe i jechali politycznych przeciwników po rajtuzach. Old habits die hard.

A w weekend podjąłem karkołomną, zdawać by się mogło, podróż do miasta Krakowa. Nie w celach żałobnych bynajmniej. Przerażony wizją totalnego paraliżu komunikacyjnego ruszyłem w drogę i, ku mojemu olbrzymiemu zaskoczeniu, Kraków okazał się być miastem duchów. Mówiło się o milionie przyjezdnych, a ja miałem wrażenie, że ludzi na ulicach było mniej niż w normalny weekend. No ale w sumie Obama nie przyjechał, więc nie było po co do Krakowa jechać. Żałobników też wielu nie widziałem – raczej odświętnie ubranych wycieczkowiczów, jedzących obwarzanki i pijących piwo.

A w pracy jest dobrze, bo dają tort i cukierki.