poniedziałek, 22 grudnia 2008

Pressure Drop

To ja, Wasz ulubiony sprawozdawca. Dzisiaj nadaję z dalekiego wschodu, gdzie wilki chodzą po ulicach, a niedźwiedzie zajmują ważne kierownicze stanowiska. Tak się bowiem składa, że się wychowałem w tej dzikiej krainie i całkiem fajnie się tu wraca. A najfajniejsze jest to, że nie muszę tu absolutnie nic robić, no może poza paroma obowiązkowymi pracami natury świątecznej. Czyli można się opieprzać na całego, a jeszcze cię nakarmią, pochwalą i w ogóle. Totalnym fenomenem jest też posiadanie pustego portfela. Bo przecież normalnie to juz bym leciał do bankomatu i podejmował jakąś gotówkę, żeby było na chleb powszedni. A tutaj nie muszę, bo mam rodziców, którzy chętnie wezmą na się płatnicze obowiązki. Już prawie zapomniałem jak fajnie się żyje z rodzicami. Ciekawe, czy kupili mi pod choinkę wóz strażacki z Lego i figurkę He-Mana?

Jako, że jest to ostatni wpis przed świętami, chciałbym Wam złożyć życzenia. Żeby Wasze święta były leniwe. Żebyście się porządnie najedli. Żeby wszystkie wiadomości były dobre, a podjęte decyzje okazały się słuszne. Jeśli spodziewacie się gości, to żeby przyjechali tylko ci fajni. Jeśli robicie niespodziankowe prezenty, to żeby wszystkie były trafione. Żeby ‘Kevin sam w domu’ cieszył jak co roku. Żeby była masa śniegu na święta, jeśli zostajecie w domu, albo żeby było sucho i ciepło, jeśli musicie jechać w daleką trasę. Podsumowując, życzę Wam, żeby w święta było tak, jak lubicie. Żeby to były Wasze ulubione święta. Na koniec chciałem jeszcze dołożyć garść życzeń dla ludzi z pracy. Trzymajcie się mocno i niech Was święta nie zmieniają, bo jesteście fajni. A jak wrócę na śląską ziemię, to sobie sami zrobimy święta. Takie mniej oficjalne święta radości i wygłupów, z naciskiem na to drugie. Czego Wam i sobie życzę!

czwartek, 18 grudnia 2008

Don't Worry Be Happy

I znowu jestem w plecy z blogiem. Ale wiecie przecież, święta idą. Dlatego ciężko się zmotywować, żeby zrobić coś poza myśleniem o świątecznej wyżerce, totalnym relaksie i nicnierobieniu. Więc jak już wrócę po świętach, to będę częściej bloga aktualizował. A teraz krótka relacja z dzisiejszego poranka. Pobudka o godzinie 9.30, szybki prysznic chwilę później, krótka rundka po ulubionych stronach internetowych, następnie stos kanapek na śniadanie, no i do pisania bloga. Sami widzicie, że strasznie jestem zarobiony. A przede mną jeszcze oglądanie meczu, granie na komputerze, obiad i kolacja. No i do pracy jeszcze idę, na całe półtorej godziny! I jak tu nie popaść w przemęczenie? Dobrze, że święta już niebawem, to sobie człowiek odpocznie po takim maratonie. Ileż można pracować w takim zabójczym tempie?

Wiadomości z kraju i ze świata w telegraficznym skrócie. Kartoflani bracia wciąż się wygłupiają, a zwłaszcza ten brzydszy. W święta zobaczymy ‘Kevina samego w domu’, co bardzo mnie uspokaja, bo święta bez Kevina byłyby jak święta bez opłatka. Dwaj bracia z Krakowa założyli sobie przydomową mennicę i bili pięciozłotówki, wredni sadyści. Od dzisiaj wchodzących do sklepu obowiązuje nowe przywitanie – dzień dobry, jestem z Wołomina, przyszedłem po haracz. Z powodu kryzysu Łotwa odwołała swój udział w Eurowizji, nad czym ubolewają miłośnicy muzyki na całym świecie. Pewna cukiernia w New Jersey nie zgodziła się na sprzedaż tortu dla dziecka. Dziecko nazywa się Adolf Hitler, ale póki co nie ma wąsika. O ewentualnych planach podboju Europy przez dziecko źródła nie wspominają.


Piosenka na dziś: Knock on Wood

Idiom na dziś: a black look

Pamiętaj dziś o: drugiej wojnie punickiej

piątek, 12 grudnia 2008

Gone Shootin'

Mnie, proszę pani, nie było, bo najpierw przyjechała babcia, potem zachorowałem, a potem nam mieszkanie zalało, to musiałem pomagać wynosić wodę. I jeszcze dwa razy musiałem do piwnicy po ogórki schodzić. No dobra, nie pisałem bloga już dość długo, a wymówki dobrej nie mam. Zrzućmy moje grzechy zaniedbania na konto zbliżających się świąt. Jak sobie człowiek uświadomi, że przez jakieś dwa tygodnie nie będzie robił prawie nic, to mu się we łbie przewraca i popada w błogi stan nicnierobienia. Widzę to u siebie, ale i u moich studentów. Nieważne jak fajną lekcję dla nich przygotuję, to oni i tak będą ziewać, przysypiać i wpadać w rozkojarzenie. Dorośli uczniowie myślą już tylko o upragnionej przerwie i domowych obowiązkach świątecznych, a młodzi uczniowie odpoczywają na moich zajęciach po katorżniczym maratonie sprawdzianowym w szkole. No i moja motywacja automatycznie spada, bo po co się mam trudzić i wymyślać jakieś fajerwerki, skoro i tak przejdą one bez echa? Więc dawajcie już te święta, miejmy to za sobą, a potem zacznijmy od nowa ze świeżym pokładem energii.

Nie byłbym sobą, gdybym nie wspomniał o krajowej polityce. Patrzę i widzę, że Zbigniew Z. skamle jak zbity pies. Jakże to, Zbigniewu, możesz skamleć? Wszak tyś jest nieustraszony pogromca łapówkarzy i gangsterów, ten co w prawie się budzi, a w sprawiedliwości zasypia. A teraz, jak cię sąd uznał winnym, ty płaczesz i mówisz, że cię na zapłacenie kary nie stać? A na gwoździe to skąd miałeś, frajerze dęty? A pewna instytucja w naszym kraju sprzedaje grunty! I nie byłoby może w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, że sprzedażą gruntów i handlem jako takim w ogóle nie powinna się ta instytucja zajmować. A już najfajniejsze, że instytucja sprzedała ziemię razem z ludźmi, którzy sobie tam, niczego nie świadomi, mieszkali. A czy ciebie już sprzedała twoja parafia? A od przyszłego roku dzieci, które nie chcą chodzić na religię, dostaną karę. Będą musiały chodzić na etykę. I tak mają dobrze, bo mogli im zaserwować filozofię z elementami teologii. I chciałem się tylko spytać z tego miejsca kto ich będzie tej etyki uczył? Pani z biologii, facet od wuefu, czy może pani Krysia ze sklepiku? Bo jakoś nie wierzę, że będą do nich przyjeżdżać uznani wykładowcy z renomowanych uczelni.


Piosenka na dziś: Sin City

Powiedzenie na dziś: Jak się czyta cheetah?

Przysmak na dziś: mrożona zielona herbata Lipton

sobota, 6 grudnia 2008

Animal Instinct

No i po tygodniu. I dobrze całkiem, bo w pracy, mimo wielkiego mojego entuzjazmu, zaczęło już brakować sił, coby temu entuzjazmowi sprostać. A przecież wokół dzieje się tak dużo rzeczy! Szykuje się nam zmiana administracyjna, bo będziemy mieć nową panią konsultantkę. Stara się jeszcze nie zepsuła, ale i tak chce już odejść. No więc kierownictwo szuka tej nowej, a zakres działań w tym celu prowadzonych wygląda niezwykle imponująco, jakbyśmy niemalże szukali kandydatki do pracy w NASA. Kastingi są jakieś planowane, wieloetapowe konkursy eliminujące najsłabsze ogniwa i takie tam. I ja się z tym, oczywiście, zgadzam, bo przecież trzeba nam najlepszych z najlepszych. Chociaż sam dodałbym też kilka kolejnych testów osobowościowych. Na przykład na abstrakcyjne poczucie humoru, rozumienie ukrytej i oczywistej ironii oraz ogólną kumatość kandydata. Mam nadzieję, że okres początkowego przestrachu i pewnej takiej nieśmiałości przejdzie nowowybranej konsultantce w miarę szybko. I że jak jej powiem, że chciałbym w maszynie smalec, zwyczajną i miód pitny, to ona tego nie weźmie na poważnie.

Ze świata sportu. Decyzja o powstaniu tejże notki powstała na fali uniesienia związanego ze zwycięstwem Wiadomo Jakiej Drużyny. Zwycięstwo, powiedzą niektórzy, wymęczone. Ale powiedzą tak ci, którzy meczu nie widzieli. Bo gdyby widzieli, to siedzieliby zdumieni i zastanawiali się jak to jest możliwe, że bilans posiadania piłki wynosił w tym meczu procentowo dziewięćdziesiąt do dziesięciu. Jest to, mniej więcej, tak samo możliwe jak to, że w kinach zaczną puszczać dwunastogodzinne filmy, lub średni dzień pracy wyniesie dwadzieścia pięć godzin. Kibica piłki nożnej mogło też zadziwić ustawienie przeciwników Wiadomo Jakiej Drużyny, którzy postanowili zagrać przyjemnym dla oka ustawieniem 1-9-1-0. Atrakcyjność gry dzisiejszego przeciwnika była porównywalna z atrakcyjnością obserwowania meczu szachowego pomiędzy anemikiem, a człowiekiem w śpiączce. Sprawiedliwości dziejowej stało się jednak za dość, a genialny ‘Vida’ wbił sztylet w czarne serca anemików w śpiączce. Z innych wiadomości sportowych należy wspomnieć udany dzień polskiej piłki. Filary naszej kadry utrzymały swój poziom – grali ochłapy po dziesięć minut albo i wcale.


Piosenka na dziś: The Mummers’ Dance

Idiom na dziś: until hell freezes over

Łebsajt na dziś: www.theoffside.com

czwartek, 4 grudnia 2008

Won't Get Fooled Again

Dzisiaj mam dzień a la obciach. Słucham od rana muzyki prymitywistycznej i znajduję w tym wielką rozkosz. Analizując kolejne fragmenty niewyjściowych utworów popadam w zachwyt nad urzekającą prostotą przekazu. Weźmy taki, na przykład, Modern Talking i ich sztandarowe ‘You’re My Hart, You’re My Soul’. Wokal w tym utworze jest niemal w stanie agonalnym, kompletnie pozbawiony emocji i mocy. Melodyjka brzmi jakby ją ślepy i głuchy staruszek grał dwoma palcami na keyboardzie. A mimo tego powstał nieśmiertelny hit dyskotek, piosenka, która nawet mnie urzeka w swojej siermiężnej marności. Albo weźmy na warsztat prawdziwy diament wśród debilnych piosenek – ‘Surfin’ Bird’ w wykonaniu grupy jednego przeboju, czyli Trashmen. Koncepcja utworu zbudowana jest na niemal transowym rytmie i melodii zagranej na komplecie zastawy stołowej na sześć osób. Do tego mamy jeszcze wokalistę, prawdopodobnie przeciętnego ucznia szkoły specjalnej, który bełkocze bez przerwy o jakimś ptaku. I znowu wychodzi nam genialna całość, która nie pozwala o sobie zapomnieć i daje niesamowitego obciachowego kopa.

Tymczasem w kraju bez zmian, czyli również obciachowo. Jarosław K. znowu cudownie nawiązał do pięknej historii naszego kraju. Konkretnie do gestapo i do maltretowanych przez tą instytucję polskich trzynastolatek. I to wszystko w imię politycznej walki. A co on tam, kurwa, był na tych przesłuchaniach, że wie jak to było? I kto mu w ogóle pozwolił sobie wycierać gębę takimi kwestiami? Od kiedy to on jest autorytetem w dziedzinie bohaterskości i męstwa? Tak sobie patrzę na tego małego człowieka (i nie mówię tu o wzroście) i myślę sobie co on mógłby jeszcze powiedzieć i zrobić, żeby tylko dopiec swoim przeciwnikom politycznym? Porównać do Judasza i obwinić ich za śmierć Jezusa? A może przymierzyć ich do lodowca i zwalić nań winę za zatonięcie Titanica? Kiedyż to pan Jarosław K. przedstawi dowody na działanie ‘układu’, który ponoć oplata polskie elity? Kiedy zacznie używać tak znienawidzonego przez siebie dobrego PR-u i odrzuci ten swój, czarny? A przecież mówił kiedyś ten oszołom, że ‘trzeba budować dumę Polaków’. Nie pamięta już tego? Czy sobie po prostu zdał sprawę, że jest na to za wąski w gaciach?


Piosenka na dziś: C.O.D.

Pamiętaj dziś o: International Hug Day

poniedziałek, 1 grudnia 2008

Let Me Put My Love into You

Mam fajnie w pracy. Lubię swój zawód, całkiem nieźle mi płacą i mam ciągły kontakt z ludźmi. Ale najfajniejsze jest to, że moi koledzy i koleżanki z pracy są w pytkę Zbysia. Tak, moi drodzy bracia i siostry w nauczaniu, ten wpis to taki psalm pochwalny na Waszą cześć. Mogę się założyć o sporą kasę, że takiej ekipy jak u nas w fabryce to nie ma w całej wsi. Jesteśmy, kurka smalec, jak dobre wino – starannie wyselekcjonowani, szalenie ekstrawaganccy i im starsi, tym lepsi. Życzę sobie, żeby było mi dane pracować z Wami jeszcze przez wiele lat i żeby nas humor nie opuszczał. Bo to chyba właśnie poczucie humoru połączone z nieprzeciętną inteligencją przesądzają o naszej niezwykłości. Gdyby nauczycieli porównać do brytyjskich produkcji telewizyjnych, to my zdecydowanie bylibyśmy ‘Latającym Cyrkiem Monty Pythona’.

A co tam, panie, w polityce słychać? A wszystko dobrze, czyli wszystko źle. Bo przecież im gorzej, tym lepiej. W sumie wszystkie wydarzenia dałoby się podsumować muzycznie, parafrazując tytuły piosenek AC/DC. No bo przecież pan prezydent jest już ‘Back in Business’ i wetując wszystko, co się rusza, chce pokazać panu premierowi, że ‘Got You by the Balls’. A brat prezydenta grozi, że na Polakach dokona się swoisty ‘Smash and Grab’ kiedy tylko zdecydują się wstąpić do strefy euro. Do tego wszystkiego nasz ‘Problem Child’ polskiej polityki, Janusz Palikot, nie będzie musiał pana prezydenta przepraszać za obraźliwe słowa. Coś czuję, że teraz pan Palikot wykona na panu prezydencie ‘Walk All Over You’. A poza tym, to same nudy, bo kogo interesuje rzetelna praca polityków? Wszak liczy się tylko ‘Inject the Venom’.


Piosenka na dziś: My Brain Is Hanging Upside Down

Pojęcie na dziś: Prokrastynacja

Pożywienie na dziś: Frytki z keczupem i majonezem

czwartek, 27 listopada 2008

What a Wonderful World

Jakiż piękny nastał dzień! Dzięki zrządzeniom losu zaczynam dziś pracę o godzinie 19.00 i kończę o 20.30. Radości mej nie ma końca, więc będę się dzisiaj koncentrował jedynie na jasnej stronie księżyca, jak mawia pewien strateg. Perspektywa dnia dzisiejszego rysuje się znakomicie. Dzięki późniejszemu startowi w pracy załapię się bowiem na domowy obiad w wykonaniu mojego ulubionego szefa kuchni. W pracy będę miał zajęcia z bardzo sympatyczną grupą i na bardzo sympatyczny temat, czyli jedzenie i gotowanie. A wieczorem klasycznie - sesyjka 'Behemota'. A przed tym wszystkim będzie Football Manager, dużo Football Managera. Dzień dzisiaj taki piękny, że nawet pan prezydent nie drażni jak zwykle, że syfiasta aura nie przeszkadza, a stan konta wydaje się być większy, niż w rzeczywistości. I żeby pozostać w klimacie pokoju i miłości zamówię zaraz 'Mafię' dla Agula, bo byłem o niej zapomniałem, za co jeszcze raz przepraszam. A Agul bardzo swój brak 'Mafii' przeżywa, bo jak tu być w bandzie i nie mieć własnego egzemplarza tej kultowej gry? No ale nic to, zaraz nadrobię to niedopatrzenie i świat znowu będzie doskonały. Ach, jakiż to piękny dzień!

Garść naukowo potwierdzonych faktów. Wół to najczęściej wymieniane zwierzę w Biblii. Rekord świata w pluciu pestką arbuza na odległość wynosi obecnie osiemdziesiąt jeden stóp. Ponad pięćset osób rocznie ginie w wyniku nieszczęśliwego wypadku podczas gry w rzutki. Sydney ma największy na świecie współczynnik mieszkańców interesujących się muzyką klasyczną. Jeden na trzech mieszkańców Stanów Zjednoczonych nosi przy sobie portfel o większej wartości niż jego zawartość. Na każdy widelec na świecie przypada aż trzy łyżki i dziesięć noży. Uzbekistan prowadzi w światowym rankingu spożycia mydła na jednego mieszkańca. Starożytni Majowie wierzyli, że spożywanie miodu z uszu przyniesie im płodność i powodzenie. Przeciętny kubek jogurtu naturalnego zawiera w sobie około sześciu tysięcy rodzajów bakterii. Przeciętna toaleta jest spłukiwana dwa i pół raza w ciągu doby. Jeden na dwustu sześćdziesięciu czterech rodziców twierdzi, że kocha swoje dzieci mniej od swojego psa, czy kota. W Stanach Zjednoczonych maj jest miesiącem ostrożnego używania tostera. Marylin Monroe była daltonistką.

Kartka z kalendarza, na prośbę zagorzałych fanów bloga. Urodził się dzisiaj Amfilokus z Pochajewa, który przyszedł na świat w Polsce, ale potem musiał się przeprowadzić na Ukrainę, by tam zostać świętym. Nieco wcześniej zastępy rodzaju ludzkiego zasilił niejaki Anders Celsjusz, którego możemy spokojnie obwiniać o to, że w zimie jest zimno. A najstarszy z dzisiejszych solenizantów to cesarz Xiaozong, który słynie chyba tylko z tego, że na wielu zachowanych portretach wygląda jakby mu kto deskę w łeb wsadził. Odszedł od nas dzisiaj Baby Face Nelson, znany amerykański gangster, który wyglądał jak specjalista od przeprowadzania staruszek na drugą stronę ulicy, podczas gdy jego ulubionym zajęciem było przerabianie ludzi na kotlety mielone przy pomocy karabinu maszynowego. Zmarła też dzisiaj Augusta King, hrabina Lovelace, która uchodzi za pierwszą programistkę komputerową, mimo tego, że żyła ze sto pięćdziesiąt lat temu i mogła sobie co najwyżej programować liczydła. Nie zapomnijcie również dzisiaj o Dniu Bohaterów Białorusi, o ogłoszeniu pierwszej krucjaty i ucieczce portugalskiej rodziny królewskiej przed Napoleonem.


Piosenka na dziś: Night of the Long Knives

poniedziałek, 24 listopada 2008

Insomnia

Znowu sobie zrobiłem długą przerwę w pisaniu. No, ale sami rozumiecie, że jest wiele rzeczy, które drastycznie obcinają ilość wolnego czasu. Choćby praca, Football Manager, robienie zakupów, Football Manager, sprzątanie mieszkania i Football Manager. Nie zdążyłem przez to skomentować na bieżąco wielu ciekawych wydarzeń, co niniejszym nadrabiam. Na pierwszy plan wysuwa się ostatnio kolejny sukces polityki zagranicznej pana prezydenta, który dosłownie walczy o niezależność Gruzji. Wszyscy dobrzy Gruzini na pewno pana prezydenta już kochają, bo własną piersią zasłaniał ich przed rosyjskimi kulami. Szkoda tylko, że we własnym kraju mało kto tego bohatera lubi, ale ten jakoś nie zabiega o względy rodaków. A fajnie byłoby się przejechać wypasioną furą z panem prezydentem po osiedlu, uciekając jednocześnie przed ostrzałem wrogich wojsk. Drugim medialnym hitem dni ostatnich był zapewne kruk, a właściwie Kruk, który jest do tego posłanką. I złodziejem zapewne, bo przecież stara prawda filmowa mówi, że każdy pijak to złodziej. A że Kruk lubi wypić, to i nic dziwnego, przecież u nas w ojczyźnie mamy tegoż picia długą i piękną tradycję. Nie wszyscy jednak pamiętają, że tradycjom narodowym można i w miejscu pracy składać hołd, dlatego posłanka wzięła i przypomniała całemu społeczeństwu, że jednak można. Zaraz się ktoś pewnie przyczepi, że się znęcam nad Krukiem. A Kruk po prostu był chory. Przecież na codzień jest on jednym z najbardziej profesjonalnych posłów, o czym zaświadczyć może sam Przemysław Edgar. Hetman Gosiewski doskonale rozumie i współczuje Krukowi, gdyż niegdyś sam cierpiał na podobną chorobę.

A z doniesień natury osobistej, to zeznam uczciwie, że wyjechałem byłem poza moje włości. Odwiedziłem tedy Kraków, dawną stolicę Polaków, jak śpiewa pewien bard. Miasta samego w sobie jednak nie zwiedzałem, poza wąskim wycinkiem osiedla Kapelanka, gdzie to zwizytowałem lokalne Tesco i mieszkanie dobrego znajomego. Kolega szanowny, czyli Zbyszek (a raczej Lambert, bo po imieniu mówię do niego tylko w żartach) spisał się znakomicie i podjął naszą ekipę, czyli mnie, Betty i Mańka (Beata i Mariusz nie mówię do nich nigdy) naprawdę zacnie. Pokarmy i trunki były w wielkiej obfitości, służba prześcigała się w donoszeniu na stół prosiąt, dzików i kuropatw, miodów pitnych, tokajów i nalewek. Popołudnie zeszło nam na dość dobrej sesji gry fabularnej 'Monastyr' oraz podziwianiu stareńkiego trailera do smakowitego horroru 'Suspiria'. Zabawa była przednia, ale szybko nastał wieczór i trzeba było się zbierać. Jedynym minusem całodniowego wypadu było drastyczne ograniczenie czasu przeznaczonego na sen. Co dzisiaj odczuwałem dość boleśnie w pracy. Na całe szczęście tak się złożyło, że dzisiaj pracował na mnie mój biały, kanadyjski niewolnik (tu serdeczne pozdrowienia dla Iana) i dzięki temu mogłem nieco później zacząć i nieco wcześniej skończyć. Jutro zaczynam pracę późno, więc i wyspać się będę mógł długo i szczęśliwie, a tym samym zregenerować braki energetyczne. No chyba, że zdecyduję się wstać zaraz po siódmej i naparzać bez opamiętania w Football Managera. Czego, w sumie, nie mogę wykluczyć.


Piosenka na dziś: A Whiter Shade of Pale

Powiedzonko na dziś: Kruk Krukowi flaszki nie obali.

środa, 19 listopada 2008

That's the Way I Wanna Rock'n'Roll

Od anegdotki zacznę. Wróciła moja lepsza połowa do domu i opowiedziała wesołą historyjkę z uczelni, więc się z Wami podzielę. Podczas zajęć jedno z dziewcząt chciało bardzo opowiedzieć o tendencjach związanych ze współczynnikiem przyrostu naturalnego. Chciało to dziewczę wymówić to trudne pojęcie za szybko i wyszedł jej ‘współczynnik przyrodzenia’. A jaki Ty masz współczynnik przyrodzenia? Z inszych wieści, to zawziąłem się mocno i zgłębiam tajniki historii i twórczości AC/DC. Czytam artykuły, oglądam archiwalne nagrania i słucham pożartych przez krytykę utworów. I dumny jestem z tego, że mój muzyczny faworyt napisał swoją działalnością tak barwną i rock’n’rollową historię. Wierność tradycji, owiane legendami występy, genialna mieszanka wzlotów i upadków. Im dłużej myślę, tym bardziej się utwierdzam w przekonaniu, że AC/DC w historii rocka są jak Man Utd w historii piłki nożnej. Jeśli uda mi się jeszcze udowodnić, że Lego zajmuje zaszczytne miejsce w historii budownictwa, a planszówki to najważniejszy element myśli strategicznej, to ustrzelę komplet. Po prawdzie, to do absolutnego kompletu klasyki potrzebowałbym jeszcze pierogów ruskich jako perły światowych kulinariów.

Lazanię bym walnął. Zdegustowałbym ją znaczy. I mam względem tejże upragnionej lazanii tylko jedno wysublimowane życzenie – żeby było jej od zajebania, jak frytek w znanym szpitalnym dowcipie. O tak, chodzi za mną owa lazania. I mam gorącą nadzieję, że wreszcie wpadniemy na siebie w jakimś ciemnym, kuchennym zaułku. Ja bym ją w tym zaułku zaatakował i wykończył. Chciałbym bardzo, żeby ktoś wymyślił taką maszynę, że ona stoi u mnie w domu, ja wrzucam doń pieniążek, naciskam guzik i mówię do niej, co bym chciał zjeść. A maszyna owa bierze i robi to, co ja bym chciał pochłonąć. I ja bym się mógł nawet zgodzić na taką beta-wersję maszyny. Żeby było, dajmy na to, dziesięć potraw do wybrania. Wziąłbym tedy pierogi, gołąbki, spaghetti, kołduny litewskie, barszcz z uszkami, pizzę, lazanię, filet z kurczaka z brokułami, szarlotkę i makowiec. I jeszcze... Kurde, chyba by mi nie starczyła wersja beta. Musiałbym mieć jednak maszynę de luxe. Kto mi ją stworzy? A tymczasem idźcie i spożywajcie w pokoju!

Piosenka na dziś: Safe in New York City

Wiadomość dnia: Wysłali mi dzisiaj FM! Klękajcie narody!

niedziela, 16 listopada 2008

Sunday

Garść spostrzeżeń ogólnożyciowych. Tu i ówdzie pojawiły się głosy, że ‘Mafia’ już nie cieszy tak, jak onegdaj to bywało. Że nam zabiera cenny czas na rozmowy, wygłupy i kłótnie. Że albo gadamy o pracy, albo gramy w ‘Mafię’. I że możnaby od tejże odstąpić na jakiś czas. Sam nie wiem – wypowiedzcie się w tej materii, drodzy zainteresowani. Nowa płyta AC/DC jest świetna i wiem to z perspektywy czasu i kilkudziesięciu przesłuchań. ‘Big Jack’ to mój nowy hit absolutny i prawdziwy wymiatacz w starym, dobrym stylu. Kultowemu statusowi ‘Thunderstruck’ chyba nie zagrozi, ale na pewno wskakuje do pierwszej piątki moich ulubionych. Coraz więcej osób mówi, że widziało ‘Quantum of Solace’ i że nie są zachwycone. Że pośród efektów, twardzielskości i dynamicznej akcji rozmywa się gdzieś fabuła i sens. Opinie takowe zasmucają moje serce i aż boję się wybrać do kina. Wszak ostatni odcinek przygód Bonda był genialny i liczyłem na godną kontynuację w najnowszym filmie.

Chrupki serowe rządzą! Od kilku dni kupuję sobie regularnie dużą paczkę takowych i zajadam się nimi aż po ból brzucha. Czipsy są dla leszczy, prawdziwi twardziele jedzą tylko chrupki, a najwięksi z twardzieli jedzą chrupki serowe. Z innych ‘smakowych powrotów’ muszę też wspomnieć o nowoodnalezionym smaku jajek gotowanych na miękko, o klopsikach w sosie pomidorowym i koktajlu truskawkowym. And now for something completely different, jak mawiał klasyk. Sam GGRM (George Raymond Richard Martin) ogłosił, że właśnie ruszyły prace nad odcinkiem pilotowym nowego serialu HBO. Chodzi tu oczywiście o ‘Grę o Tron’, czyli serial oparty na fabule książki pod tym samym tytułem. No i jak twierdzi GRRM, wszystko idzie w dobrym kierunku i będzie ponoć wiernie oddawać książkę. Niestety, ani HBO, ani sam autor nie podali jeszcze żadnych dat. Nam, zwykłym śmiertelnikom, jak zwykle przyjdzie poczekać. Ale spokojnie, poczekamy. Byle tylko GoT (albo Behemot, jak mawiają niektórzy) okazał się serialem godnym książki.

Piosenka na dziś: ‘Disco Inferno’

PS. Do polskiej premiery FM już tyko pięć dni.

piątek, 14 listopada 2008

Return of the Mac

Ale sobie zrobiłem długą przerwę!

Przerwa w donosach spowodowana była niestrawnością mojego komputera, który przez ostatni tydzień zachowywał się zupełnie nieprzewidywalnie. Teraz, po solidnym 'przeczyszczeniu' elektroniczna maszyna do pisania ma się całkiem dobrze. Więc znowu, w miarę regularnie, będę Was zalewał tonami zupełnie nieprzydatnych informacji, nieśmiesznych żartów i nieaktualnych plotek. Uprzedzam również lojalnie, że mniej więcej za tydzień zacznę sobie pozwalać na komentowanie tutaj mojej przygody z nowym Football Managerem. Czyli, że będę się podniecał kolejną edycją mojej ulubionej gry komputerowej wszechczasów. W związku z tym przewiduję dwa warianty - albo przestaniecie czytać mojego bloga, albo zaczniecie grać w moją ukochaną grę.
Tymczasem jednak przejdźmy do spraw bieżących.

Z życia wzięte. W pracy zebrały się chmury, czarne i ciężkie, ale na całe szczęście z dużej chmury wyszedł mały deszcz. Deszcz był to jednak ożywczy, świeży i niemal wiosenny, co pozwoliło odetchnąć nieco naszym emocjom i przyczyniło się do fajnej atmosfery. Taka wiosna w listopadzie. Żeby nie było, że w pracy to tylko praca, zrobiliśmy sobie firmową imprezę w domu jednej takiej szanownej koleżanki. Było swojsko, wesoło i naturalnie. Zdecydowanie przedkładam takowe formy rozrywki nad spotykanie się w ciemnych, śmierdzących i hałaśliwych lokalach. Musimy sporządzić sobie tylko jakąś składankę z muzyką, żeby nie być już więcej skazanym na trzaski i pojękiwania muzycznych telewizji. Poza tym, to za tydzień wychodzi najnowszy Football Manager i moje życie pewnie się skończy. Umrę, znaczy się, dla świata niczym Konrad Wallenrod.

Ze świata wzięte. Za oceanem mają już nowego prezydenta, więc będzie miał kto światem władać. Ciekawe, czy ów władca zrobi ze Stanów trzecią Irlandię? Z kolei przywódca z drugiej strony żelaznej kurtyny ma mordercze zapędy. Chce bowiem wieszać. I to za przyrodzenie! Dobrze poinformowani twierdzą, że cały brytyjski kontyngent wojskowy zostanie do końca przyszłego roku wycofany ze służby w Iraku. Trochę szkoda, bo potem pewnie te cztery tysiące Brytyjczyków będzie nam obrzygiwać krakowski rynek przy okazji 'imprez dla weteranów'. W Rosji miał miejsce rabunek stulecia. Co najciekawsze, ofiarą złodziei nie padł ani bank, ani klejnoty, a cerkiew. W całości. Rabusie zostawili tylko fundamenty świętej budowli, a dwa piętra rosyjskiej cerkwii zniknęły jak zawartość szwedzkiego stołu podczas wizyty polskich turystów. Nic dziwnego, że przy takim chaosie na świecie Ku-Klux-Klan zwariował i zaczął prześladować białych. Za tydzień premiera Football Managera 2009.

Z dupy wzięte. Dokładnie dzisiaj przyszedł na świat niejaki Leopold Mozart, który jest znany z tego, że miał syna. Poza tym, urodził się dzisiaj również mniej znany kompozytor, Johann Nepomuk Hummel, który miał nos jak klamka od spiżarni. Urodziny świętuje dziś również wielki Polak o wielce niepolskim nazwisku, Leopold Staff, który był poetą i synem cukiernika, a napisał wiersz pod tytułem 'Kowal'. Kontynuując trend polski wspomnieć należy o urodzinach niejakiej pani Górniak, która umie ładnie śpiewać, a zwłaszcza hymny. Zapalmy dzisiaj świeczkę dla Georga Hegla, sławnego filozofa, który to wprowadził pojęcie ducha subiektywnego, który się wyobcowuje, a potem pojednywuje. Albo pojednywa. Kolejna ofiara dzisiejszego dnia to Abhay Charanaravinda Bhaktivedanta Swami Prabhupada, uznany guru hinduizmu, który wprowadził modę na pomarańczowe wdzianka i powtarzanie do nieprzytomności 'hare kriszna'. A za tydzień w Polsce będzie miała miejsce premiera gry Football Manager.

Piosenka na dziś: Kartka dla Waldka

czwartek, 6 listopada 2008

Money Made

Narodzie, pójdź do kolektur! Dzisiaj do wygrania około czterdziestu milionów złotych, więc kumulacja konkretna. Zastanawiałem się przed momentem jakby tu wydać taką fortunę. Możnaby sobie, na przykład, zakupić osiem egzemplarzy Bugatti Veyron, czyli najdroższego obecnie samochodu na świecie. Albo czterysta czterdzieści cztery butelki wina Pauillac, rocznik ’45. Jeśli nie lubicie prowadzić po pijanemu, to odpuście samochód i wino, a pieniądze wydajcie na mieszkanie. Na przykład w Tychach, na nowopowstałym osiedlu. Takich stumetrowych mieszkanek moglibyście kupić sobie osiemdziesiąt. Jeśli jednak wolicie bardziej oryginalne rozwiązania, to podpowiem, że za te pieniądze możecie sponsorować czteroosobową rodzinę słoni z zoo przez pięćset pięćdziesiąt pięć lat. Wspomnę jeszcze tylko, że sumę tą możecie również wydać na zakup ponad trzynastu milionów opakowań wafli kakaowych z Tesco.

A miłościwie nam żenujący wciąż w świetnej formie. Sam sobie prowadzi politykę, obraża się oraz innych, poucza, wskazuje właściwe ścieżki, lustruje, odznacza i gratuluje. Człowiek-orkiestra. Dobrze, że mamy taką zaradną głowę państwa. Chłop jest obrotny, wygadany, a i pożartować umie. I nie wstydzi się znajomych po plecach poklepać. Dobrze, że ten nasz prezydent to taki światowiec. Bo moglibyśmy mieć za prezydenta jakiegoś ksenofoba. Albo słabo się prezentującego pokurcza. Albo zawistnika niezdolnego do najmniejszego kompromisu. A może kogoś, u kogo rozwój cywilizacji powoduje stany lękowe. Czy kogoś, kto jest stronniczy i zaborczy. Albo pseudointeligenta, co słabo mówi nie tylko w językach obcych, ale i w ojczystym. Na całe szczęście jesteśmy narodem wybranym, a ‘przywódca wszystkich Polaków’ trafił się nam wyborny. Możemy spać spokojnie.

Kalendarium. To właśnie dziś przypada święto konstytucji Tadżykistanu. Jak zapewne pamiętacie, premier tego uroczego kraju nazywa się Oqil Oqilov, a odsetek terenów wodnych w stosunku do całej powierzchni Tadżykistanu wynosi dokładnie zero i trzy dziesiąte procenta. W kwestii narodowego sportu – znamienite źródła informacyjne zachwycają się starożytną tadżycką tradycją wędrowania po wzgórzach. Zakładam, że jest to sport ekstremalny. Z osiągnięć tego sympatycznego kraju zdecydowanie należy przypomnieć zaszczytny brązowy medal w klasyfikacji na największą liczbę konfiskat heroiny i opium. Żebyście sobie jednak nie źle nie pomyśleli, dodam szybko, że główne źródło tadżyckiego dochodu stanowią produkcja aluminium i hodowla bawełny. Czyli, że można sobie w Tadżykistanie kupić fajne tiszerty albo elegancką rurę do łazienki.

poniedziałek, 3 listopada 2008

Show Must Go On

Podczas weekendu przetestowałem całe mnóstwo form lenistwa i wygodnictwa. Ba, nawet do pracy nie musiałem w sobotę iść! Ale żeby nie było, zrobiłem też coś konkretnego. Przesłuchałem otóż kilkakrotnie nową płytę ulubionego zespołu. ‘Black Ice’, bo tak się owa nazywa, bardzo pozytywnie mnie zaskoczyła. Jest to pierwszy album zespołu od ośmiu lat, więc obawiałem się, że obiorą kurs na ‘O.K.’, czyli odgrzewanie kotletów i odcinanie kuponów. Tymczasem z albumu powiało świeżością oraz zachowaniem rock’n’rollowej tradycji. Utwory nie są może na równym poziomie, ale żadnego z nich nie nazwałbym nieudanym, a jest i kilka kawałków, które na pewno będą hitami. Poza wpadającym w ucho i promującym całą płytę ‘Rock’n’Roll Train, wyróżniłbym jeszcze ‘Big Jack’ z czadowym refrenem oraz bluesujący ‘Stormy May Day’. I jeszcze balladowy ‘Rock’n’Roll Dream’. No dobra, pozostałe dwanaście kawałków też jest git.

Wieści z kraju i ze świata. Miłościwie nam panujący znowu chce lecieć na szczyt i coś czuję, że znowu wyjdzie jakiś żenujący spektakl. A do tego jaśnie oświecony przyjął do swej doradczej rodziny nowego członka. Ta pani ma piękne i przaśne imię żeńskie, jej pierwsze nazwisko brzmi jak imię męskie, a drugie nazwisko brzmi jak nazwa budynku gospodarczego. A wracając do szlachetnej figury prezydenta, to należy podkreślić, że figura owa wyraziła opinię, że ‘Polska jest jedna i dla wszystkich ta sama’. Może się doszukuję podtekstów, ale dla mnie znaczy to mniej więcej tyle: ‘moja wizja Polski jest najsłuszniejsza i ma się wszystkim podobać. A jak nie, to spieprzaj dziadu!’. Wypity i nastoletni jegomość jegomość z Australii chciał się przed kolegami wykazać odwagą i dokonał włamania. Miał jednak pecha, bo włamał się na komisariat policji, gdzie z miejsca został zatrzymany.

Z kalendarza. Równiutkie pięćset piętnaście lat temu Krzysztof Kolumb po raz pierwszy ujrzał Dominikę i wcale nie chodzi tu o osobę płci żeńskiej. Z kolei w roku 1913 miało miejsce jedno z tragiczniejszych wydarzeń w dziejach ludzkości – Amerykanie wprowadzili u siebie podatek dochodowy, a inne nacje szybko wzięły z nich przykład. Jest taka ludowa rymowanka ‘dnia trzeciego października spadła Łajka ze Sputnika’. Prawdziwość tego powiedzonka podważają uczeni w piśmie, którzy twierdzą, że Łajka, wraz ze Sputnikiem 2, wyruszyła w kosmos dopiero trzeciego dnia listopada. Z ważnych osobistości, które dzisiaj przyszły na świat, należy wymienić Adolfa Dasslera, Valdasa Adamkusa oraz Johna Montagu, czwartego earla Sandwich. Odeszli dzisiaj Karel Matej Capek-Chod, Aleksandr Michajłowicz-Łjapunow oraz Thomas Montacute, czwarty earl Salisbury.

czwartek, 30 października 2008

Ooh La La

Respekt dla Michnika! Marty, znaczy się, nie Adama. Dzięki sprytnym zabiegom wcześniej wspomnianej koleżanki będę się mógł obnosić z armatą na klacie! Czyli, że w koszulce ulubionego zespołu z kultowym podpisemFor Those About to Rock’! Koszulka, powiecie, to nic wielkiego. Ale nie będziecie mieć racji – koszulka ta jest wybitnie wielka, potrójnie ekstra duża ona jest. I nie uświadczysz takowej wielkości w kraju nad Wisłą, więc tym większe dla Martosławy uznanie. I jeszcze ta kolorystyka! Wszystko w klasycznych czarno-srebrnych barwach, normalnie AC/DC classic old-school disco power forever! Jeszcze raz dziękuję sympatycznej koleżance.

A tak w ogóle to bloga założyłem. Dla siebie i dla Was, drodzy radiosłuchacze. Nazwałem go Walka z Wiatrakami, bo będzie on traktował o skomplikowanej urodzie zawodu nauczyciela języka obcego. Odwiedźcie to miejsce koniecznie (jest w liście moich zaprzyjaźnionych blogów) i zapoznajcie się z pierwszą notką. Dzięki zawartej w niej instrukcji każdy z Was otrzyma możliwość publikacji anegdotek z naszego zakładu pracy. Więc zapamiętujcie wszystkie te kosmiczne momenty z Waszych lekcji i umieszczajcie je w formie żartów, zażaleń lub zachwytów na wcześniej wspomnianym blogu. Stylem czy kwestiami technicznymi się nie przejmujcie – ja będę moderował bloga, a Wy dostarczajcie tylko materiał źródłowy. Wierzę, że takowego nie zabraknie.

Garstka faktów autentycznych aż do bólu. Niedawna analiza atramentu wykorzystanego do spisania pamiętnego dokumentu ‘Magna Carta’ wykazała, że atrament ten zawierał śladowe ilości byczego moczu. Liście niemieckiej winorośli są statystycznie o osiemnaście procent grubsze od liści winorośli z Francji. Jeśli chodzi o M&M-sy, to ulubionym kolorem dla zjadających je szympansów jest niebieski. Największy ogórek świata ważył prawie dziewięć kilogramów. Telewizyjne powtórki ‘Latającego Cyrku Monty Pythona’ cieszą się największą oglądalnością w Korei Południowej. W Stanach Zjednoczonych Ameryki Północnej siódmy czerwca jest Dniem Przytulania Rudzielców. Z punktu widzenia biologii, zebry są czarne w białe paski, a nie odwrotnie.

poniedziałek, 27 października 2008

One Way Ticket

Z kraju. Jakiś spryciarz-internauta wymyślił sobie autorski program. Cały bajer, w mocnym skrócie, polegał na tym, że po wpisaniu niecenzuralnego hasła w wyszukiwarce mogliśmy otrzymać cały wachlarz stron poświęconych naszej głowie państwa. I tak ponoć było aż przez kilka miesięcy. Ale wreszcie siły śledczo-dochodzeniowe wzięły się do pracy, namierzyły internautę-huncwota i postawiły go przed sądem pod zarzutem obrażania głowy państwa. Pechowemu mieszkańcowi Bielska-Białej grozi do trzech lat więzienia. W całej sprawie zastanawia mnie jedno: jakież to obraźliwe hasło prowadziło do prezydenckich witryn? ‘Spieprzaj dziadu’, czy coś brzydszego? I jeszcze coś z innej beczki. Przeczytałem sobie artykuł, w którym napisano z oburzeniem, że zupełnie trzeźwi pseudokibice zdemolowali wagon w drodze na mecz. No jak tak można? Na trzeźwo?! Rozumiem, że autor artykułu wyraża opinię, że gdyby kibole byli nachlani jak świnie, to zdemolowanie wagonu byłoby jak najbardziej na miejscu. Bo byłoby klasycznie. A demolowanie na trzeźwo to po prostu chamstwo i bezczelność!

Z życia. Ile razy można powtórzyć komuś, że ‘I am’ nie czytamy jak ‘i am’, tylko ‘aj em’? Można raz, drugi i sześćset sześćdziesiąty szósty. Ucząca się w mojej początkującej grupie pani wyraźnie pragnie pobić rekord świata, uparcie i konsekwentnie powtarzając ‘ja jestem’ w niewłaściwy sposób. I nie pomaga nic – moje powtarzanie, proszenie i zapis fonetyczno-łopatologiczny. Ale nic to, w końcu pani pęknie i powie to tak, jak trzeba. Mam przecież czas i metody na opornych. A jak nie, to przyniosę balię z wodą, akumulator i szczypce. A poza pracą, to byłem jeszcze dzisiaj w sklepie. W tym lokalnym, co już o nim kiedyś pisałem. Robiłem sobie spokojnie zakupy, przemykając zgrabnie i wiotko wąskimi alejkami, aż tu nagle napotkałem Babsztyla. Babsztyl, jak sama nazwa wskazuje, był gruby, nieuśmiechnięty, spocony i nieustępliwy. Babsztyl uparł się, najwyraźniej, by podążać tymi samymi ścieżkami sklepowymi, co ja i dla podkreślenia swej bytności nachalnie napindalał mnie zakupowym koszykiem w plecy. Przestrzegając wszelkich zasad społecznej kurtuazji, zapytałem Babsztyla, czy ma problem z koordynacją, czy ze wzrokiem, a potem oddaliłem się szybko do kasy, bo z Babsztylami nigdy nie wiadomo. Jeszcze takiemu mała szczęka z wielkiej japy wyskoczy, jak w ‘Obcym’, i mnie pożre?

Z kalendarza. Urodził się dzisiaj Erazm z Rotterdamu, który powiedział ponoć, że ‘całą swą uwagę poświęca grece i że kiedy odłoży nieco grosza, kupi sobie książki pisane greką, a dopiero potem kupi sobie ubrania’. To dokładnie jak u mnie, tyle, że ja kupuję sobie podręczniki do metodyki nauczania zamiast spodni. Urodził się dziś również Theodore Roosevelt, którego pamiętamy z powiedzenia ‘światłość uciekła z mojego życia’. Ja go rozumiem, ja też tak mam. Zwłaszcza wtedy, gdy powtarzam po raz pięćdziesiąty jak wymawiać ‘I am’. Nie można również zapomnieć o urodzonym dzisiaj Dylanie Thomasie, walijskim poecie i jego pamiętnym ‘po śmierci pierwszej nie masz już kolejnej’. Niewiele znam równie oczywistych hasełek, ale to jakoś szczególnie mnie urzekło. To również dzisiaj podpisano porozumienia madryckie, które regulowały stosunki między Hiszpanią, a Stanami Zjednoczonymi. Wspominam o tym, bo z tego ostatniego kraju pochodzi przecież przebogata krynica wartościowych cytatów. Nie powiem o kogo chodzi, ale zdradzę, że ten człowiek nawoływał do tego, by ‘ludzkość wreszcie wkroczyła do Układu Słonecznego’, zachęcał do utrzymywania 'dobrych stosunków z Greczynami’ i powiedział, że ‘kosmos ma wciąż wysoki priorytet dla NASA’.

czwartek, 23 października 2008

One of These Mornings

Zdałem sobie właśnie sprawę, że ani razu nie wspomniałem na blogu o Spodenkach Wasyla. Wspomniany Wasyl to znany polski piłkarz Marcin Wasilewski, który obecnie jest znany głównie z tego, że w piłkę nie za bardzo grać potrafi, ale za to bardzo lubi. Ten uznany reprezentant naszego kraju zasłynął również z pewnego pomeczowego wywiadu, który popełnił jeszcze za czasów gry w Lechu Poznań. Składnia, dykcja, aliteracja, emocje, pasja i podniosły styl – wszystkie składniki klasycznej wypowiedzi osiągnęły w tym wywiadzie absolutny szczyt. A samo nagranie z tym pamiętnym wywiadem raduje me serce równie mocno, co na przykład hinduska masakra Benny’ego Lavy, absurdalny song Ivana Mladka, czy lingwistyczna kompetencja Zlada. A więc teraz, drogie dzieci, otwórzcie okienko przeglądarki, w wyszukiwarce video Google wpiszcie ‘spodenki Wasyla’ i obejrzyjcie sobie. A potem powiedzcie, czy Was to śmieszy, czy to ja jestem nienormalny.

Kartka z kalendarza. Z samego rana świat obiegła radosna wieść o narodzinach Hedwigi Eleonory Holstein-Gottorp, królowej Szwecji, która nosiła zegarek prawie na łokciu, a nos miała większy od twarzy. Wkrótce po królowej na świat przyszedł Japończyk Fujita, o tradycyjnym japońskim imieniu Theodore, którego uważamy za twórcę koncepcji meteorologii mezoskalarnej. Nie minęła nawet godzina od wymyślenia tej koncepcji, a już mądry i cierpliwy władca Berberów, Yusuf ibn Tashfin, poprowadził swoje wojska do zwycięstwa nad kastylijskim królem Alfonsem Szóstym. Jak donoszą agencje prasowe, do bitwy doszło pod al-Zallaqah, co w wolnym tłumaczeniu znaczy ‘śliska ziemia’. Krwawa rzeź odbyła się na szczęście bez poślizgu, a jedną z najbardziej znanych ofiar tejże był Tiedeman Giese, prawdziwy Polak, a przy okazji biskup chełmiński. Źródła wskazują, że był on wybitnym humanistą i filozofem, który lubił nosić damskie kapelusze.

Piosnka na dziś: Speed of Sound

poniedziałek, 20 października 2008

That's the Way (I Like It)

Alleluja i do przodu!

Poszedłem dziś do Zakładu Ubezpieczeń Społecznych, znanego bardziej ze skrótu K.U.T.A.F.O.N.Y., by dopełnić niezbędnych formalności przed oficjalnym startem mojej działalności gospodarczej. Dodam, że była to już druga taka wycieczka, bo za pierwszym razem nie udało mi się przebrnąć przez zapory biurokracji, pułapki nieuprzejmości i labirynty urzędniczej niekompetencji. Nic więc dziwnego, że szedłem do tego gniazda żmij pełen złych emocji i czarnowidztwa. A tu taka niespodzianka! Obsługująca mnie urzędniczka nie wyglądała jak skrzyżowanie wieloryba i piranii, używała dość często słów grzecznościowych i pomogła mi poprawić jeden błąd w formularzu (i nie wynikało to nawet z czepialstwa, tylko z życzliwości). Na koniec wszystkiego dała mi nawet czystą kartkę do napisania podania. I to za darmo! I tylko jedno pytanie mi się ciśnie na umysł – czy poszło mi tak sprawnie, bo pani była autentycznie życzliwa, czy po prostu spieszyła się na lunch i chciała odprawić mnie jak najszybciej?

Żeby jednak nie było zbyt pięknie, opowiem jeszcze jedną anegdotkę. Swoiście kontrapunktową anegdotkę. Każdy młody przedsiębiorca, odbywając wizytę w wyżej wspomnianym zakładzie, musi wylegitymować się dowodem nadania numeru NIP. Poszedłem ja tedy do naszego lokalnego Urzędu Skarbowego, znanego bardziej ze skrótu T.Ę.P.E.C.H.U.J.E., by tam pobrać zaświadczenie, że mój NIP jest mój i nikomu go nie ukradłem. A tam pani w okienku, z rozbrajającą swobodą, poinformowała mnie, że potrzebny mi świstek może wydać jedynie organ, który nadał mi numer identyfikacji podatkowej. I nikt się specjalnie nie przejął faktem, że mój organ znajduje się niemal czterysta kilometrów od mojego obecnego miejsca zamieszkania. Ach, gdybyśmy tylko żyli w dobie swobodnej, elektronicznej wymiany informacji, to może dostałbym ten świstek na miejscu. A tak to jeden Urząd Skarbowy musi drugiemu wysyłać informacje zaszyfrowanym gołębiem lub pospiesznym dyliżansem, bo przecież wciąż mamy późne średniowiecze.

Z innej beczki. Jeden na dziesięciu użytkowników iPoda uważa, że pochowanie ich razem z ich ulubionym gadżetem to dobry pomysł. Przeciętna cena pary butów w Chinach wzrosła dwa razy bardziej od wskaźnika inflacji w ciągu ostatnich dwóch lat. Dwadzieścia sześć procent ludzi dorosłych przyznaje, że przeklina regularnie. Ponad połowa kontuzji, które pacjenci opisują jako ‘związane z uprawianiem sportu’, faktycznie wydarzyła się podczas wykonywania prostych prac domowych. Thomas Edison, poza kilkoma sławnymi wynalazkami, skonstruował również obrotowe nożyczki do przycinania włosów w nosie. Ze względu na swoją seksualną produktywność makrela zwana jest ‘Casanovą wśród ryb’. Na samym początku swojej kariery majonez reklamowany był jako kosmetyk dla skóry. Wytwórnia gier komputerowych Eidos wydała raport, w którym stwierdza, że popularna bohaterka gier Lara Croft została ‘uśmiercona’ ponad czterysta osiemdziesiąt milionów razy na całym świecie. Około dwóch trzecich wosku w uszach to pozostałości szamponu i mydła.

Pieśń na dziś: Rock ‘n’ Roll Ain’t Noise Pollution

czwartek, 16 października 2008

Man on the Edge

Dni w pracy płyną szybciej niż te wakacyjne. To pewnie dlatego, że w pracy większa intensyfikacja działań, większe zagęszczenie ludzi, a dzień robi się coraz krótszy o tej porze roku. I to w sumie dobrze, że jest taki młyn, bo człowiek bardziej czuje, że żyje. No chyba, że Cię ktoś w tym młynie wkurwi – wtedy już nie jest tak dobrze, bo radośnie napięty grafik zmienia się w Twojej percepcji w harmider nie do zniesienia. A od wczoraj zdążyła mnie wkurwić cała masa osób. Normalnie to starczyłoby mi tych złych emocji na pół roku życia, bo człowiek ze mnie cierpliwy i powstrzymujący się od pochopnych rękoczynów. Proces wiercenia dziury w moim mózgu rozpoczęła dzisiaj pani w urzędzie skarbowym, a lenistwo jej koleżanek było niczym sól wcierana w otwartą ranę. Nawet w pracy, gdzie normalnie jest wesoło, zabawnie i ogólnorozwojowo, ostatnio dziwnie się dzieje.

Narzekanie na nieistniejące problemy ze strony ludzi, którzy robią z igły widły. Osoby, którym otwarcie okazujemy niechęć, a które i tak przymilają się do Ciebie jak pojebane. Dowiadywanie się o dość istotnych rzeczach za, przysłowiowe, ‘pięć dwunasta’, a przez to obniżanie standardów. Ja rozumiem, że zawód mój wymaga zdolności do improwizacji, ale żeby improwizować przez prawie półtorej godziny? Co to ja, Mickiewicz jestem, czy co? A do tego wszystkiego jeszcze anegdotka. Pewien miliarder kupił sobie prywatny samolot, którym przemieszczał się między domem, a pracą. Jako, że fajny z niego gość, zaprosił do samolotu swojego kumpla, któremu było po drodze. No i pewnego razu ten miliarder opóźnił start swojego samolotu o pięć minut, bo miał jakiś biznes do dokończenia. No więc zbliża się ten nieco spóźniony miliarder do samolotu, a jego kumpel drze się na niego, ze jak on mógł się tak spóźnić? Najgorsze jest to, że kumpel nie pomyślał wcale, że skoro to samolot miliardera, to gówno mu do godziny startu i nie ma prawa drzeć mordy.

To ja byłem miliarderem z anegdotki i to na mnie darł się kumpel. Ale nic to. To już za mną, a przede mną weekend, więc olewam. Kładę laskę. Sram na to. I oddaję mocz. I gardzę. I się do poziomu nie zniżam. Mam weekend, a w perspektywie hamburgery, planszówki, nową płytę i książkę do przeczytania. A do tego wszystkiego mam Pilsner Urquell, mocno schłodzony. Więc pełen optymistycznych akcentów powiem Wam, że dzisiaj narodził się nam William de la Pole, który wbrew pozorom nie był Polakiem, ale za to wystąpił u Szekspira oraz w balladzie o sześciu diukach, co poszli na ryby. Nie zapominajcie również o rocznicy śmierci Jana Pieterszoona Sweelincka, który wybitnym kompozytorem był i nie od parady zwano go ‘Orfeuszem Amsterdamu’. Na koniec przypomnę tylko, że dzisiaj przypada również Światowy Dzień Żywności, więc idźcie, żryjcie i głoście dobrą nowinę. Bo, jak mawia prorok, trzeba przecież ‘siać, siać i siać’.

poniedziałek, 13 października 2008

She Works Hard for the Money

Z życia. Zaczął się nowy tydzień pracy. Pierwszy pełny tydzień, dodajmy. Poniedziałek mam zaplanowany dosyć intensywnie, więc z lekkim takim zmęczeniem dotarłem do domu. Zmęczeniem, ale i satysfakcją, bo okazało się, że aż osiem z trzynastu osób w mojej grupie zdecydowało się na kontynuację z roku poprzedniego pod moim dowództwem. Co oni? Samobójcy jacyś? No dobrze, chcieli ze mną, to będą mieli. Dzisiaj jeszcze było fajnie, bośmy sobie w karty pograli, bajki popisali i wymienili uprzejmości, ale od następnego tygodnia będzie już tylko słychać trzask przerabianych ćwiczeń, płacz kursantów i drastyczne obelgi miotane przez prowadzącego w stronę widowni. Słowem, klasyczny kurs typu ‘First Certificate’.

Z kraju. Władza leci na wycieczkę. Ale nie może polecieć spokojnie, bo się figury kłócą o to, która ważniejsza. Bo pierwszy chce sam lecieć i drugiemu nie pozwala. A drugi kłamie, że powinien z tym pierwszym ramię w ramię w samolocie siedzieć, choć tak naprawdę też by chciał sam. No, ewentualnie z bratem. Albo z mamą. I sobie grożą uziemieniem i czarterami, a w narodzie, jak mawiał poeta, ‘cierpliwość się wyczerpuje’. A z innego frontu, to żeśmy piękną wiktoryję odnieśli nad Czechami w ostatni weekend. Podania z pierwszej piłki, zagrania w przysłowiową ‘uliczkę’, loby, zmiana tempa, dokładność, polot i odwaga. Czyli, że Polacy zagrali na takim poziomie, jakiego polska piłka nie widziała chyba od czasów Bolesława Chrobrego.

Ze świata. Nowy rekordzista świata w jedzeniu pizzy zdegustował sobie czterdzieści pięć kawałków tegoż specjału w około dziesięć minut. Dziesiątą rocznicę powstania obchodzi właśnie austriacka orkiestra warzywna, a mnie najbardziej ucieszyła wiadomość, że jeden z muzyków posiada ‘fujarkę z marchewki’. Reprezentant Szkocji w piłce nożnej, o wielce szkockim nazwisku Iwelumo, spudłował do pustej bramki z odległości 150 centymetrów. Prawdopodobieństwo powtórzenia tego wyczynu jest mniej więcej takie, jak szanse obecnego prezydenta na reelekcję. A u naszych braci ze wschodu ogłoszono godzinę policyjną z powodu niedźwiedzi, które są głodne i hasają radośnie po ludzkich osadach w poszukiwaniu czegoś do konsumpcji. Urodziny obchodzi dzisiaj Mike Gazella.

piątek, 10 października 2008

Rock 'n' Roll High School

Ruszyła maszyna. Znaczy, pracuje się. Wczoraj obejrzałem sobie dwie z moich nowych grup i wrażenia są całkiem pozytywne. Poza jednym człowiekiem, który jest chyba zupełnie wyprany z poczucia humoru i który najwyraźniej uważa, że zajęcia organizacyjne na drugim stopniu powinny traktować o okresie warunkowym ze stroną bierną w mowie zależnej, wszyscy zdają się być sympatyczni. Starym zwyczajem pobawiliśmy się wczoraj w klocki, pograliśmy w karty i państwa miasta. Z pracowych nowości należy również wspomnieć szkolny radiowęzeł, który odzywa się w najmniej oczekiwanych momentach i zapowiada różności. Komunikaty poprzedzone są takim śmiesznym sygnałem, na który wszyscy uczniowie reagują w ten sam sposób – odruchowo sięgają po telefony, bo myślą, że dostali SMS-a.

Z wieści prywatnych, to stałem się dzisiaj posiadaczem własnościowej pieczątki. Człowiek, jak dostanie własny stempel, to się od razu ważniejszy czuje. Dzisiaj wykonałem ze dwadzieścia pieczątek na różnych przedmiotach i częściach ciała, a frajdę miałem jak dziecko, co się bawi w pocztę. Frajdę miałem również z inszego powodu. Dostałem otóż kolejne trzy płyty ulubionego zespołu do kolekcji. Radość tym większa, że przez bardzo długi okres czasu słuchałem wspomnianego zespołu po piracku i wstyd był przed światem ogromny. A od dzisiaj będę sobie mógł terroryzować sąsiadów najwyższej jakości dźwiękami ‘Riff Raff’, ‘Stiff Upper Lip’ i ‘Cover You in Oil’. Bójta się sąsiady!

Dzisiaj odbyła się krwawa bitwa pod Brunkeberg, gdzie dzielny szwedzki regent Sten Sture Starszy pokonał przy pomocy chłopów i górników króla duńskiego Krystiana Pierwszego. A kiedy tylko echa bitwy ucichły, w Wiedniu rozbrzmiały pierwsze dźwięki ‘Die Frau ohne Schatten’ autorstwa Straussa. Nie przeszkodziło to jednak w powstaniu Partii Komunistycznej w Hondurasie, a wyrazem uznania tego faktu było zapewne wydanie przez grupę King Crimson ich debiutanckiej płyty. W wyniku ogólnej szczęśliwości na świat przyszli królowa hiszpańska Izabela Druga oraz Troy Tulowitzki, utalentowany baseballista ze Stanów. Nie podobało się to jednak kalifowi Bagdadu, al-Ma’munowi, który na znak protestu wziął i umarł.

wtorek, 7 października 2008

Exodus

Dzień dzisiejszy w telegraficznym skrócie. Bardzo pozytywnie zaskoczyły mnie dzisiaj instytucje biurokratyczne i to na szczeblu wojewódzkim. Przeżywam kryzys gier komputerowych i bez mrugnięcia okiem usunąłem dziś moje dwie gry-faworytki z dysku. Z niecierpliwością oczekuję na początek pracowniczego roku, kreując w wyobraźni wymyślne formy torturowania podopiecznych. Gdybym tylko mógł to usunąłbym ze stanowiska tego bandytę Blattera i jego podkomendnych w naszym kraju. Jeden, ku mojemu nieogarnionemu szczęściu, sam się dziś usunął i już niedługo zajmie się niszczeniem piłki w Nowej Zelandii. Słuchałem sobie dzisiaj znowu ‘Thunderstruck’ i jak zwykle robiłem to seriami, po kilka odsłuchów z rzędu. Ciekawe, czy znudzi mi się przy milionowym podejściu? Świeża bułka z masłem i plasterkiem odpowiednio tłustego sera zachwyca mnie mimo pozornej prostoty. Prostoty bułki oczywiście, nie mojej. Choć jam też niezbyt skomplikowany, bo AC/DC lubię posłuchać, w 'Diablo' pograć, a i kotletem mielonym nie pogardzę. W sensie konsumpcyjnym, rzecz jasna, bo słuchać kotleta i nim grać jeszcze nie próbowałem.

Kalendarium. Dokładnie tysiąc osiemdziesiąt dziewięć lat temu zmarł Karol III Prostak, sławny członek dynastii karolińskiej i król Francji. Jak zapewne pamiętacie, król Karol był pośmiertnym synem niejakiego Ludwika Jąkały. Jak również pamiętacie, król Karol kupił królowej Karolinie korale koloru koralowego. Ale to nie o tego Karola chodziło, więc wracam do meritum. Należy zapamiętać, że król Prostak miał również wuja, co go lud ciemny i nieco jaśniejszy nazywał Karolem Grubym i że Prostak miał tego Grubego na tronie zastąpić, ale mu źli ludzie nie pozwolili. Koniec końców, nasz główny bohater został jednak przywódcą narodu. Tyle, że raczej nieudolnym, bo zasłynął głównie z oddania sporego kawałka królestwa wojowniczym dzikusom. Te nowoosiedlone dzikusy zapoczątkowały zresztą kulturę normańską, Wilhelma Zdobywcę, bitwę pod Hastings i tym podobne. Ale to już zupełnie inna historia. Jak ta o brazylijskim Dniu Kompozytora, który, przy okazji, również wypada dzisiaj. Możnaby tu również wspomnieć o urodzonym dzisiaj Erastusie Corningu Drugim, ale płacą mi od akapitu, nie od słowa, więc mi się nie opłaca.

niedziela, 5 października 2008

Feel Good Inc.

No i stało się! Wczoraj odbyła się uroczysta inauguracja długo wyczekiwanego sezonu towarzyskiego. W nieco okrojonym składzie udaliśmy się do zupełnie nowego przybytku, coby tenże przetestować pod kątem naszych przyszłych spotkań. Muszę powiedzieć, że obsługa lokalu nie była najwyższej klasy światowej - jak się nie rozróżnia liczebników w zakresie od jeden do trzydzieści trzy, to jest się, co najwyżej, obsługą z szóstej ligi okręgowej. I nawet ja nie pomyliłbym łososia z sosem bolognese. Jeśli chodzi o płaszczyznę spożywczą, to rozdarty jestem niczym ten Judym pod drzewem. Z jednej strony mają przecież 'piwo bogów' i nienajgorszy sos boloński, ale niestety większość zaprzyjaźnionych konsumentów skarżyła się głośno na poziom oferowanych wiktuałów. No dobra, głośno skarżyła się tylko Marta twierdząc, że ona to w domu robi lepsze jedzenie bez gazu, prądu i z zamkniętymi oczami. Jeśli natomiast oceniać lokal pod kątem kulturalno-społecznym, to znajduję same plusy: nie ma śmierdzącego dymu, jest w miarę jasno i wreszcie ze wszystkimi można było pogadać. Z końcową oceną tego przybytku o włosko brzmiącej nazwie się wstrzymam i chętnie wysłucham opinii innych członków naszego towarzystwa wzajemnej adoracji.

Wracając jeszcze na chwilę do wczorajszego spotkania, muszę napisać parę słów o mafijnych rozgrywkach. Jak każde dziecko wie, ta imprezowa gra zawsze niesie ze sobą wiele anegdot i dostarcza materiału dla wielu żartów, przytyków i szyderstw. We wczorajszym składzie mafiozów pojawiło się trzech nowych zawodników oraz siedmioro wyjadaczy. Świeżaki szybko załapały sens gry i włożyły w nią wiele serca i entuzjazmu, mimo początkowej ostrożności i nieśmiałości. Gwoździem programu była bez wątpienia postawa Kropki, która przy grobowej ciszy zarezerwowanej dla działań agenta zaczęła beztrosko dyskutować z prowadzącym, czym oczywiście zdradziła swoją tożsamość reszcie uczestników. Naturalnym następstwem tego czynu było oczywiście 'odstrzelenie' Kropki przez złośliwych mafiozów. Sama zainteresowana, od razu po swojej 'śmierci', pozbierała zamaszystym ruchem żetony wszystkich okolicznych graczy, bo najwyraźniej stwierdziła, że albo bawimy się z nią, albo wcale. Z ciekawostek - dowiedziałem się również jakim rodzajnikiem opatrzone jest słowo 'mafia' w języku Oktoberfest, ale Wam nie powiem.

Garść faktów na niedzielę. W dzisiejszym świecie nabicie na pal jest wciąż legalną metodą egzekucji w sześciu krajach. W większości zakładów psychiatrycznych na zachodniej półkuli istnieje ścisły zakaz golenia się we wtorki i czwartki. Przemysł kapeluszniczy jest siedmiokrotnie bardziej podatny na zapaść gospodarczą, niż branża produkująca jedzenie dla niemowląt. Każdego dnia populacja ludzka konsumuje około dwóch miliardów insektów, z czego większość jest zjadana nieświadomie. Mungo Jerry, wykonawca słynnego 'In the Summer Time', przyznał, że zdecydowanie preferuje chłodny klimat i nie przepada za upałami. Indianie zasiedlający tereny Wielkich Równin nie mieli w swoim słowniku określenia 'tornado' - zamiast tego używali opisowego 'niszczyciela wigwamów'. W tej chwili przeciętny zszywacz w dowolnym miejscu na świecie będzie najprawdopodobniej załadowany 52 zszywkami. U osób leworęcznych istnieje aż sześciokrotnie większe ryzyko śmiertelnego przedawkowania, niż u praworęcznych. Każdego roku ostrzałki do ołówków zabijają więcej ludzi niż rekiny. Wszystko, co tu napisałem, jest prawdą.

środa, 1 października 2008

A Journey in the Dark

Witam serdecznie! Kłania się państwu kierownik bloga.

Wstałem dzisiaj o niezwykle przyzwoitej porze, czyli coś po ósmej. Już od rana żyłem wyprawą do wojewódzkiego urzędu statystycznego z siedzibą w Katowicach, mieście stołecznym. Wiadomo przecież jak ważną przygodą dla każdego raczkującego przedsiębiorcy jest wizyta we wspomnianym urzędzie. Nie może przecież być tak, że moja rodząca się właśnie działalność umknęłaby uwadze biurokratycznej machiny. A tak, to wszyscy o mnie wszystko wiedzą, bo w formularzu zgłoszeniowym były chyba nawet pytania o ulubione produkty mleczne, rozmiar w pasie i imię panieńskie dziadka mojego męża. I fajnie jest, i człowiek się od razu czuje filarem krajowej gospodarki.

Po powrocie ze stolicy zajrzałem nieśmiało do ulubionego supermarketu naszej pani metodyk, gdzie to dokonałem, uświęconego cotygodniową tradycją, zakupu wiktuałów. Nie powiem, ceny mają w tym sklepie bardzo przyzwoite, ale za to kombinacja przejść, półek i wystaw czyni z tamtego miejsca prawdziwy labirynt. A może to wszystko dlatego, że byłem tam po raz pierwszy w życiu? Po powrocie do domu i pozbyciu się naręcza produktów spożywczych, usiadłem sobie wygodnie i zaaplikowałem mojej jaźni nieco muzyki filmowej. Wsłuchiwałem się w delikatne dźwięki z ‘Bandyty’, studiowałem niezwykłą mieszankę melodii z ‘Dobrego, Złego i Brzydkiego’ i podsumowałem całość nienajgorszym zestawem brzmień z filmu ‘Beowulf’.

Po tym wszystkim zacząłem rozmyślać o partii ‘Gry o Tron’, która odbędzie się u nas dzisiaj wieczorem. Och, jakże bym chciał wylosować sobie wrednych Greyjoy’ów! Oczami wyobraźni widzę, jak moja flota terroryzuje utrzymywane przez Lannisterów wybrzeża Golden Sound. Jak podstępnie napuszczam Tyrellów przeciwko Baratheonom i na odwrót. I wtedy uderzam z całą swoją potęgą na Starków, zanim staną się oni głównym graczem w politycznej rozgrywce. Moje wojska, wspierane przez flotę w Lodowej Zatoce, zdobywają kolejno Fosę Calin, Biały Port oraz Winterfell. Potem zwycięstwo jest już na wyciągnięcie ręki, a Riverrun i Lannisport to potencjalne kolejne ofiary mojej ekspansji. Taa… dobrze jest pomarzyć. Pewnie wylosuję sobie Tyrellów i będę musiał mozolnie człapać do zwycięstwa.

Kalendarium. Pierwszego października, dawno, dawno temu, austriaccy przedsiębiorcy wymyślili pierwsze na świecie pocztówki. A jeszcze przed pocztówkami pewien małoznany niemiecki biznesmen, Werner von Siemens, założył sobie działalność gospodarczą. Długo po pocztówkach i ‘zimensach’, na amerykańskim rynku pojawia się pierwszy model Forda. Związek Sowiecki nie zamierza pozostawać z tyłu i na Forda odpowiada ogłoszeniem planu pięcioletniego. W tym całym zamieszaniu na świat przychodzi wynalazca o zupełnie nieznanym nazwisku, niejaki William Boeing. A dla utrzymania równowagi, ziemski padół opuszcza Marten Jacobszoon Heemskerk van Veen, holenderski malarz, który jest najbardziej znany ze swoich autoportretów.

niedziela, 28 września 2008

Substitute

Wczoraj stałem się sławny. Konkretnie, to zostałem bratem celebrytyka. Ten młodszy ode mnie o sześć lat człowiek, którego kiedyś jeszcze upokarzałem przy jego własnych znajomych i któremu dawno temu spuszczałem baty w każdej znanej ludzkości dziedzinie sportu, zadebiutował wczoraj na parkietach koszykarskiej ekstraklasy. I zdobył nawet swoje pierwsze cztery punkty w tejże lidze. Bardzo się cieszę, wszystko fajnie i w ogóle, ale mam jeden problem w związku z obecnym etapem kariery mojego brata. Bo urodziłem się na Mazowszu, wychowałem na Podkarpaciu, mieszkam na Śląsku, a muszę kibicować drużynie z Pomorza. A co tam, niech żyje globalna wioska! A dla Ciebie, młody, piwo przy najbliższym spotkaniu. Czyli pewnie podczas wigilii w domu.

Coś o sobie. Lubię wieś. Nie, nie chodzi mi o gęsi, kury, pola kukurydzy i dzięcieliny pały. Mam na myśli raczej pewien poziom artystyczno-kulturalny, swoisty humor o przaśno-buraczanym zabarwieniu. Są po prostu takie dni, że im coś głupsze i bardziej siermiężne, tym lepsze. Wobec powyższego, zupełnie zrozumiała staje się moja fascynacja wieloma produktami ‘wiejskiej’ kultury. Myślę tu przede wszystkim o pewnym Józku z Bagien, którego udało mi się odkryć jeszcze przed wielką falą popularności internetowej. Lubuję się również w nieco bardziej skomplikowanych dziełach takich artystów jak: Benny Lava, Zlad, David Hasselhoff oraz Gracjan Roztocki. Możnaby do tego zestawienia dodać jeszcze utwory ‘Chrześcijanin tańczy’, ‘Człowiek-Widmo’ i ‘Zajawkowa nawijka’ i będzie już składanka megahitów.

Z kalendarza. Czy wiedziałeś, że to właśnie dzisiaj zaczął się najazd Normanów na Anglię? Czy pamiętałeś, że w tym pięknym dniu portugalski nawigator Joao Rodrigues Cabrilho odkrył tereny, na których znajduje się dzisiejsze San Diego? Czy zapisałeś sobie w swoim notatniku, że 28 września to data ustanowienia Toronto jako stolicy Ontario? Czy Twoje dzieci, wychodząc rano po bułki, powtarzały sobie w myślach ‘to właśnie dziś Wielka Brytania wpisała konopie na listę używek zakazanych’? Czy wspomniałeś dzisiaj Nicholasa Flamela, jednego z najwybitniejszych alchemików w historii? Albo Thomasa P. Crappera, którego miejskie legendy opisują jako wynalazcę spłuczki? Czy zapaliłeś światełko do nieba w intencji Cymburgii z Mazowsza, żony Ernesta Żelaznego, która to ponoć potrafiła gołymi rękami wyciągać gwoździe ze ścian?

czwartek, 25 września 2008

Back in Business

Powoli wracam do normalnego życia. Wakacje, znaczy , mi się powoli kończą. Jestem już po kilku ‘korkach’ i wrażenia całkiem miłe. Po tak długiej przerwie nawet nauczanie zdaje się być całkiem fajne. A i ‘korkanci’ jacyś tacy zmotywowani i nikogo już do nauki zmuszać nie trzeba. Prawdopodobnie entuzjazm skończy się z nadejściem czasu zimowego, ale co tam, trzeba się cieszyć obecnym stanem. Ciekawe też z kim przyjdzie mi w tym roku mierzyć swoje siły? Chodzi mi tu o kursantów w pracy, rzecz jasna. Sporo będę miał grup na niższych poziomach, więc potencjał kreatywny dostrzegam spory. A grupy na niskich poziomach uczyć wprost uwielbiam – bierzesz sobie taki nieskażony umysł i kształtujesz go jak ci się żywnie podoba. Mam zatem nadzieję, że zderzenie moich twardych metod z zapałem początkujących studentów zaowocuje powstaniem wielu interesujących anegdot.

Kontynuując wątek wieści pracowniczych, choć pod nieco innym kątem, wspomnieć należy o inauguracji sezonu towarzyskiego 2008/2009. Tych, co nie zorientowani, odsyłam do maila. Sezon towarzyski w pracy zapowiada się ciekawie. Kilka drużyn wraca do ekstraklasy po karnej relegacji do niższych lig, niektórzy zawodnicy powracają z wypożyczenia, a ja mam nadzieję, że poziom rozgrywek ligowych będzie równie wysoki, co w ubiegłym sezonie. Moim zdaniem liga musi zainwestować tylko w infrastrukturę i z wielkich, hucznych stadionów przenieść się na równie wielkie, ale względnie ciche obiekty. A najlepiej na lokalne boiska należące bezpośrednio do grających w lidze drużyn. Liga potrzebuje również wielu skutecznych napastników, którzy bez wahania rzucą się do spożywczego ataku.

Wieści gminne. Pan były premier jednak miał prawdziwe usprawiedliwienie! Musiała mu mama napisać, a to przecież kobieta wiarygodna. Wszak sama jedna pieniądze pana byłego premiera za tapczanem trzyma. A inszy polityk, co to gwiazda jego blednie, wykonywał saluty przed milionami telewidzów. I twierdzi, że mógł, bo w wolnym kraju żyje. Franek, Franek, łowca bramek powróci pewnie do kraju ojczystego, by sobie na zasłużoną emeryturę jeszcze trochę odłożyć, strzelić jedną bramkę w debiucie, a potem złapać kontuzję na czternaście miesięcy. A taki polityk, co kiedyś był spod znaku kolorowego krawata, a teraz jest spod znaku bliźniaczego kartofla, to powiedział, że szefem polskiej piłki nie zostanie. Powiedział to z bólem serca, gdyż ekspertem jest przecież pierwszej próby, jak sam podkreślał. Już widzę, jak polska piłka pogrąża się w rozpaczy po rezygnacji pana polityka.

Kalendarium. Dzień dzisiejszy obfituje w mnóstwo całe historycznych wydarzeń. Nie wolno nam bowiem przegapić tej ważnej rocznicy utworzenia królewskich sił powietrznych Jordanii. Nie zapominajmy też dzisiaj o Nicolasie Josephie Cugnot, francuskim pionierze w dziedzinie napędu parowego. Uszanujmy pamięć o księciu Morikuni, słynnym japońskim szogunie. Dekorując swoje domy pamiętajmy, że to właśnie dzisiaj przypada święto sił zbrojnych Mozambiku. Przy wieczerzy w gronie najbliższych oddajmy się na moment refleksji i przypomnijmy sobie czyny świętego Finbarra, świątobliwego pustelnika. Wspomnijmy dzisiaj talent genialnego francuskiego kompozytora Jeana Philippe’a Rameau oraz dorobek amerykańskiego mordercy Jasona Fairbanksa. W pamięci miejmy również zamach na premiera Sri Lanki, a także zakończenie operacji Market Garden.

poniedziałek, 22 września 2008

Right Next Door to Hell

Wieści z własnego podwórka. Moja planszowa ‘Gra o Tron’ przeszła przedwczoraj swój bojowy chrzest. Wygrał ród Starków, który spokojnie umacniał się na północy i zbierał zasoby, by w decydującej fazie nieco odważniej zaatakować i wysunąć się na czoło wyścigu. Po piętach cały czas deptał Starkom lord Baratheon, który ostatecznie zajął jednak drugie miejsce, bo zabrakło mu wymaganych zasobów. Zdradzieccy Lannisterowie, których działaniami kierowałem ja, wdali się w szarpaninę z Greyjoyami i Tyrellami, co uniemożliwiło wszystkim tym rodom skuteczną walkę o tron. Bawiłem się jednak świetnie, bo ‘GoT’ to jedna z tych gier, gdzie liczy się knucie, interakcja i sojusze, a finałowy wynik to tylko epilog całej gry. Moja ulubiona gra wszechczasów, wreszcie w postaci mojego własnego egzemplarza, sprawdziła się znakomicie. Mam nadzieję, że pozostałym graczom też się tak wydaje.

Wieści z własnego podwórka ciąg dalszy. Dzisiejszy piękny dzień jest początkiem mojej prywatnej krucjaty przeciwko urzędom i instytucjom. Rozpoczynam bowiem walkę z tymi nienażartymi bestiami, by uzyskać tytuł lorda działalności gospodarczej. Słowo ‘krucjata’ w języku niemieckim brzmi ‘kreuzzug’, po francusku jest ‘croisade’, Duńczycy mówią nań ‘korstog’, a Hiszpanie nazywają to ‘cruzada’. W historii i kulturze mnóstwo jest interesujących skojarzeń ze słowem ‘krucjata’. Mamy bowiem popularny brytyjski czołg z okresu drugiej wojny o wdzięcznej nazwie ‘Crusader’. Mamy też ‘Dziesiątą Krucjatę’, czyli termin opisujący walkę USA z globalnym terrorem. Sam Chris de Burgh nagrał kiedyś płytę pod tytułem ‘Crusader’. Wszyscy oglądaliśmy ‘Ostatnią Krucjatę’ w wykonaniu pewnego wykładowcy archeologii przy użyciu pewnego bicza. No i nie wolno zapominać, że na Fiji swoje mecze rozgrywa drużyna rugby o wdzięcznej nazwie ‘Western Crusaders’.

Wieści z kraju. Będzie się działo, panie, że hej! Będziemy sobie akta palić, jak w Psach. Koledzy Giertycha będą przepraszać góralskie dzieci. Pan prezydent będzie się wypowiadał w USA na temat Gruzji i zakładam, że błyśnie wtedy swoją profesjonalną angielszczyzną. A w naszym województwie ktoś podpieprzył kawałek kolejowej trakcji i pociągi nad morze stały w szczerym polu. Polskie żubry będą wdychać rosyjskie spaliny w Puszczy Białowieskiej. W Sosnowcu nie będzie w tym roku żadnego Halloween, bo się katechetce zbyt pogańsko skojarzyło, a sama katechetka zwie się Anawim, co mi osobiście też się pogańsko kojarzy. A poza tym, to już normalka – pijani lekarze, co chwilę wypadki, EURO 2012 jest na etapie EURO 1500 przed naszą erą, kupczenie esbeckimi teczkami i pierwszy śnieg na Kasprowym. W sumie to fajnie, że są wpadki, wypadki, przepychanki, chamstwo i lenistwo, bo wtedy człowiek wie, że w naszym kraju jest wszystko po staremu. Taka nasza, panie, mała stabilizacja.

piątek, 19 września 2008

Have a Drink on Me

Napiszę coś, gdyż dawno nie pisałem.

Legenda polskiej piłki, uznany lingwista i doskonały niegdyś trener polskiej reprezentacji Zbigniew ‘Ale-Mam-Zajebiste-Wąsy’ Boniek opowiedział w prasie jak się bawi polska drużyna narodowa. Stwierdził on bez cienia wątpliwości, że na ostatnie trzydzieści meczów kadry przypada mniej więcej piętnaście ostrych libacji alkoholowych. Pan Zbigniew z wrodzoną, ojcowską niemalże, troską wykłada w mediach o tym strasznym problemie, który dotyka obecnie polską reprezentację. Powiedział również ów guru polskiego sportu o tym, że kiedyś Leo Beenhakker to był dla Polaków jak Stan Tymiński, a teraz to już jest jak Kaczyński. Na koniec wywiadu, wracając do problemu alkoholowego polskich piłkarzy przyznał, że za jego czasów w kadrze piło się więcej i częściej. Nie ma to jak dobry, pokrzepiający serca morał.

Wieści z polityki. Posłowie znanego ugrupowania oszukują. Nie chodzi już nawet o to, że oszukują swoich wyborców, bo to jakby w polityce normalne. Wcześniej wspomniani posłowie oszukują na poziomie dzieciaków w podstawówce, które wybrały się na wagary. Z tym, że na tych wagarach widziała ich połowa nauczycieli, dyrektor i wszyscy koledzy z klasy. A sami zainteresowani, zupełnie się nie przejmując, na drugi dzień przynieśli podrobione zwolnienia od lekarza albo rodziców. W podstawówce, do której chodziłem, w życiu by takie coś nie przeszło. A ci frajerzy chcą takie lody w parlamencie kręcić? Jeszcze bym zrozumiał gdyby chodziło o kwestie życia i śmierci, gdyby ich mieli za to wywalić z roboty. W takich sytuacjach można się chwytać różnych desperackich metod. A oni tymczasem odstawili taką szopkę, żeby dostać po trzysta złotych. W głowie mi się to nie mieści! Przecież oni już tyle nakradli, że mogliby sobie te trzy stówy podarować.

Wieści ze świata w telegraficznym skrócie. Pewien Włoch uprawiał w domu marihuanę dla swojego syna, bo cena tejże używki osiągnęła na czarnym rynku nieznośnie wysoką cenę. Pewien kandydat na prezydenta ważnego i dużego kraju nie wie kto jest premierem Hiszpanii, albo myśli, że Hiszpania leży w Ameryce Południowej. Najstarszy Japończyk obchodzi dzisiaj swoje 113 urodziny i, jak twierdzą media, jest szczęśliwym posiadaczem 52 prawnucząt. Inna starsza osoba, tym razem w Wielkiej Brytanii, znalazła sobie nowe hobby i zdecydowała się przemycić kokainę o łącznej wartości miliona funtów. W Ugandzie nie będzie już niedługo krótkich spódniczek, bo się ministrowi etyki nie spodobały. A w pewnym izraelskim miasteczku na ulice wyjdą specjalni kontrolerzy psiego DNA, a konkretnie DNA z psiej kupy. Dzięki temu rewolucyjnemu zagraniu władze miasta będą wiedziały, którzy właściciele psów łamią przepisy i nie sprzątają po pupilach.

Kartka z kalendarza – dziewiętnasty dzień września. Dawno, dawno temu, za górami, za lasami i linią Maginota odbyła się słynna bitwa pod Poitiers, którą zaliczamy do Wojny Stuletniej. O wojnie tej należy pamiętać, gdyż to właśnie z tamtych czasów pochodzi tradycja pokazywania środkowego palca, jak mawiają dżentelmeni, albo pokazywania ‘faka’, jak mawiają prostaczkowie. Z tamtego okresu wywodzi się też tradycja pokazywania dwóch palców, wierzchem dłoni do przeciwnika. To właśnie dzisiaj, w roku 1882, przyszedł na świat Christopher Stone, którego uważa się za pierwszego na świecie DJ-a. Jak na prawdziwego DJ-a przystało, Stone zaczął swoją karierę od wydania intrygującej książki pod tytułem ‘Morskie pieśni i ballady’. Dzisiaj przypada również rocznica śmierci Zinaidy Serebriakovej, pierwszego znanego rosyjskiego malarza płci odmiennej. Do najsławniejszych obrazów tej artystki zaliczamy ‘Żniwa’, ‘Śpiącą wieśniaczkę’ oraz ‘Sad w rozkwicie’. Brakuje tylko ‘Chłopa w rozkroku’.

wtorek, 16 września 2008

Walk of Life

Zacznę od dowcipu, bo pogoda jest ładna.

Pewien właściciel baru zamieścił ogłoszenie: ‘Zatrudnię bramkarza. Następnego wieczoru, kiedy bar był wypełniony po brzegi, w stronę właściciela zaczął się przedzierać jakiś knypek. Gośc miał w porywach metr sześćdziesiąt, wyraźną niedowagę i okulary na pół twarzy. W końcu knypek dopchał się do właściciela baru i przemówił w te słowa: ‘Jestem Tomuś. Przyszedłem w sprawie pracy.’ Właściciel baru obejrzał Tomusia od stóp do głów, wyszydził go i wyśmiał, a na koniec rzucił Tomusiowi krótkie ‘Wypierdalaj!’. Tomuś wzruszył ramionami, podciągnął rękawy, rozejrzał się po sali i zaczął od kolesi przy drzwiach …

Równe 608 lat temu na Księcia Walii wybrano niejakiego Owena Glendowera, który w oryginale nazywał się Owain Glyn Dwr. Wydarzenie to należy zaliczyć do ważnych, bo Glyn Dwr był ostatnim prawdziwym Walijczykiem, któremu przyszło piastować zaszczytny tytuł księcia, który po walijsku zowie się ‘Tywysog’. Sam Owain pochodził z Glyndyfrdwy, gdzie również mieszkał, był lordem i buntował się przeciwko angielskiej tyranii. Jednym z jego najlepszych przyjaciół był pewien bard o wdzięcznym przydomku Ioio Goch. Jednym z jego największych sukcesów była bitwa, którą wygrał w miejscowości o wdzięcznej nazwie Mynydd Hyddgen. Jednym z jego synów był Maredudd ab Owain Glyndwr, a jedną z jego córek była Gwenllian ferch Owain Glyndwr. A jednym z najfajniejszych języków jest walijski.

Jedyne 1992 lata temu na świat przyszła Drusilla, która jest znana głównie z tego, że była siostrą Kaliguli. Drusia, że sobie tak pozwolę, przyszła na świat w Niemczech. To znaczy, w dzisiejszych Niemczech, bo wtedy Niemiec jeszcze nie było, tylko barbarzyńcy. Ale to nie barbarzyńcy byli powodem zakończenia jej i tak krótkiego żywota – odpowiedzialna była zaraza siejąca spustoszenie w Rzymie. Po śmierci Drusi jej sławny brat zakazał pochówku i nikomu nie pozwalał zbliżyć się do ciała ukochanej siostry. Filmowa wersja tej historii sugeruje, że Kaligula po śmierci siostry namiętnie lizał jej ciało i dlatego nie spieszyło mu się z pochówkiem. Swoją drogą, ciekawe miał chłopak hobby. I jeszcze jedno – Drusilla nie miała nosa. Przynajmniej na jedynym zachowanym popiersiu.

Równiutkie 906 lat temu sławetny kronikarz Bernold z Konstancji opuścił ten padół łez. Bernolda z Konstancji wszystkie dzieci pamiętają dzięki jego dwóm wiekopomnym dziełom. Pierwsze nazywało się ‘De prohibenda sacerdotum incontinentia’ i traktowało o tym, że celibat wśród kleru to genialny pomysł. Drugie nosiło tytuł ‘De damnatione schismaticorum and Apologeticus super excommunicationem Gregorii VII’ i, jak sama nazwa wskazuje, usprawiedliwiało nałożenie ekskomuniki na cesarza Henryka Czwartego. W swojej pracy naukowej Berni koncentrował się głównie na liturgii mszy i należy pamiętać, że jego koncepcje wywarły olbrzymi wpływ na wygląd średniowiecznej mszy na Węgrzech. Facjaty Bernolda z Konstancji nie widziałem, ale zakładam, że był brzydki. W średniowieczu wszyscy byli brzydcy. A może tylko brzydko malowali?

niedziela, 14 września 2008

The Winner Takes It All

O meczu nie napiszę, bo mnie boli jeszcze.

Napiszę, dla kontrastu, o czymś wielce przyjemnym. Pisałem tu jakiś czas temu o serii książek George’a Martina, w której to autor opisuje dzieje krainy Westeros i losy najbardziej wyrazistych jej mieszkańców. No i w ogóle zachwalałem te książki jak się tylko dało. Teraz czas wyjawić dlaczego tak gorąco ową serię polecam. Otóż jakiś mądry Amerykanin kilka lat temu wpadł na genialny pomysł, by sagę pana Martina przerobić na grę planszową. Jak pomyślał, tak zrobił i zupełnym przypadkiem wyszło mu planszówkowe arcydzieło. Taka mała planszówkowa perełka, której poziom nie odstaje ani trochę od znakomitego literackiego pierwowzoru. No dobra, perełka nie jest taka mała – po rozłożeniu na stole zostaje bardzo mało miejsca na postawienie piwa. No, ale do konkretów.

‘Game of Thrones’ jest grą typowo strategiczną, czyli planszówką z serii poważnych. Jakość wydania oraz szata graficzna stoją na naprawdę wysokim poziomie. Duża plansza przedstawia mapę Westeros, podzieloną na trzydzieści cztery prowincje, o które przyjdzie nam walczyć z pozostałymi graczami. Każdy z graczy (może ich być od trzech do pięciu, przy czym pięć to liczba idealna) prowadzi jeden z potężnych szlacheckich rodów do zwycięstwa. Zwycięstwo osiąga się przede wszystkim dzięki ekspansji terytorialnej, ale również dzięki kontrolowaniu pozostałych domów. Jak w znanym filmie, zwycięzca ‘może być tylko jeden’, więc skoncentrowanie się wyłącznie na własnym, że tak powiem, interesie nie jest najlepszą strategią – jak inni gracze zobaczą, że wychodzisz na prowadzenie, to zmówią się przeciw Tobie, wezmą Cię i, że tak powiem, wydymają.

I tu ukryte jest całe piękno gry! Trwałe i kruche sojusze, knucie, spiskowanie, podpuszczanie innych graczy do walki przeciw sobie, udzielanie zbrojnej pomocy i jej odmawianie w krytycznym momencie – wszystkie te elementy stanowią o jakości rozgrywki i zmuszają graczy do radosnej interakcji. Do tego dochodzi jeszcze element licytacji, który nierzadko odwraca całą sytuację w grze do góry nogami. Bo oto ten gracz, co snuje się gdzieś w oddali i mozolnie zbiera dostępne w grze zasoby, dochodzi wreszcie do głosu w licytacji i tam przebija wszystkich, odwracając zupełnie kolejność w wyścigu po tron. ‘Game of Thrones’ to czysta polityka, intryganctwo i genialna interakcja, czyli typ gry, który moja skromna osoba znajduje najbardziej interesującą.

W samej grze jest jeszcze milion detali, które dodatkowo ją urozmaicają. Są tam karty dowódców, czyli postaci znanych z literackiego pierwowzoru, co stanowi fenomenalną atrakcję dla tych, co książki przeczytali. Jest moment, kiedy zwalczający się nawzajem gracze muszą solidarnie odeprzeć zewnętrze zagrożenie i oddać cierpliwie gromadzone dla wspólnego dobra. No i do tego wszystkiego dochodzi talia Westeros, która może namieszać w planach nawet najwybitniejszego stratega. Chcesz zebrać wielką armię? Co z tego, skoro talia uparcie odmawia karty ‘Musztra’. Myślisz o zabezpieczeniu swojego terenu? Nie możesz, bo właśnie zaczęła się ‘Nawałnica Mieczy’. I tak przez dziesięć długich tur, po których najsilniejszy ród zdobędzie tytuł władców Westeros, a kontrolujący go gracz możliwość dopiekania przegranym aż do następnej rozgrywki.

Sama gra ma tylko klika ograniczeń. Pełna miodność wychodzi przy pięciu graczach, a więc trzeba zebrać sporą liczbę osób gotowych spędzić dwie lub trzy godzinki na strategiczno-interaktywnej grze. Do czego Was, rzecz jasna, serdecznie zapraszam. Poza tym, ‘Game of Thrones’ ma opinię tak zwanej ‘gry chłopskiej’. Opinia wynika najpewniej z tego, że twórcy opinii uznali, że ‘baby’ nie lubią politykowania i strategii. Niezrażony opinią, baby również serdecznie zapraszam. No i rzecz ostatnia – należy do ‘GoT’ podchodzić na luzie i niezbyt poważnie traktować rozgrywkę. Bo jak mówi recenzent: ‘czasami atmosfera robi się bardzo gęsta, może nawet zbyt gęsta. Wzajemne oskarżanie się, podstępne ataki, prośby o udzielenie pomocy - to powoduje, że po kilku godzinach niektórzy gracze naprawdę mogą patrzeć na siebie wilkiem.'

Czujta się zaproszone, chłopy i baby.

czwartek, 11 września 2008

We Are the Champions

Po wczorajszym meczu należałoby zacząć od napisania jakiegoś doń komentarza. Powstrzymam się jednak, bo wiem, że i bez tego ilość pomyj wylanych na reprezentację będzie niezmierzona. Żeby jednak podnieść nację na duchu, skomentuję inne piłkarskie niewypały w Europie. Nic bowiem tak człowieka nie cieszy, jak porażka i kompromitacja bliźniego. Szwajcaria, na ten przykład, przerżnęła z Luksemburgiem, a grała przecież na własnym boisku. Niemcy po okrutnych mękach zremisowali jedynie z Finlandią. Będąca w ostatnich miesiącach w przysłowiowym ‘gazie’ Rumunia wycisnęła tylko marne jeden-zero w meczu z Wyspami Owczymi. Potężna Holandia zdołała wygrać z Macedonią tylko jedną bramką. Jak na te wyniki patrzę, to się od razu lepiej czuję.

A co tam, panie, w polityce słychać? A bardzo dobrze, sukcesy same wokół. Będziemy nawet zmieniać konstytucję! Po co? Po to, żeby móc sobie w zgodzie z ową konstytucją swobodnie kastrować element pedofilski. A pan prezydent, w ramach ocieplania wizerunku, zaprosił pana byłego prezydenta na bal, chociaż go nienawidzi. Byłego prezydenta, nie balu. A pewien pan o twarzy konia, co z polityki jakiś czas temu wypadł, teraz chce już wrócić i inspiruje śledztwo w sprawie więzień C.I.A. – to się nazywa parcie na koryto! Pan były premier coś mówi, ale nikt go nie rozumie, bo ‘coś kiedyś tam było, że mogłoby nastąpić, ale sądzi, że nie nastąpi’. Ale u nas to i tak jest w miarę normalnie. W takiej, na przykład, Australii ogłoszono obławę na kick-boxera, który do nieprzytomności zbił kangura.

Teraz krótka przerwa na reklamy, po której powrócimy z naszym starym, dobrym Kalendarium. I już po przerwie! To właśnie jedenastego dnia września niejaki Waleczne Serce nakopał Anglikom w bitwie pod Stirling i gdyby sędzia nie odgwizdał spalonego w doliczonym czasie gry, mogłoby się skończy prawdziwą klęską synów Albionu. Polacy, nie zamierzający pozostawać w cieniu tych wydarzeń, zafundowali sobie wypasioną odsiecz wiedeńską jedyne 386 lat później. Po odsieczy był sznycel po wiedeńsku, jajka po wiedeńsku oraz golonka po bawarsku. To dzisiaj również przypada Dzień Nauczyciela w Ameryce Łacińskiej oraz etiopski Nowy Rok. Urodzili się dzisiaj małoznany pisarz David Herbert Richards Lawrence, a także światowej sławy szogun, Minamoto no Yoriie. Jedenastego września odeszli od nas Żwirko, Wigura oraz Fortunat Alojzy Gonzaga Żółkowski.

poniedziałek, 8 września 2008

Clean Up Your Own Backyard

Idzie turysta przez las i rozkoszuje się przyrodą. Nagle patrzy, a tu na ziemi leży kupa. Turysta ostrożnie obszedł kupę i idzie dalej. ‘Jak pięknie w tym lesie’, myśli sobie, aż tu nagle druga kupa. Wyraźnie już zniesmaczony obszedł i tą przeszkodę i dalej idzie. A tu za krzakiem dwie kupy! Turysta przeskoczył, starając się je ominąć, a tu pięć kup, dziesięć i coraz więcej! Uwięziony między kupami turysta długo wypatrywał pomocy, aż wreszcie dostrzegł gajowego. ‘Panie, chodź pan tu’, zakrzyknął turysta, a gajowy natychmiast zareagował na wołanie. ‘Panie’ – mówi zdruzgotany turysta – ‘co tu się stało?’ ‘Eee, panie turysto’ – odpowiada gajowy – ‘pan nie wie co tu się stało? Tu, panie w średniowieczu był zamek i w tym zamku była uwięziona księżniczka. Ilu rycerzy starało się o jej rękę! Aż znalazł się jeden. Czego on nie wyprawiał! Turniej rycerski wygrał, smoka zabił, a jakie miłosne pieśni śpiewał! I w końcu wdrapał się na wieżę, wyznał swe zaloty księżniczce i wobec jej obojętności rzucił się w przepaść i zginął’. ‘No dobrze’ - mówi turysta – ‘ale skąd panie te gówna?’ ‘Jakie gówna?’ – zdziwiony gajowy dopiero teraz rozejrzał się wkoło. ‘Czy ja wiem? Chyba ktoś nasrał’.

Powyższy żart (jakże śmieszny i jakże smaczny) wraz z jego morałem postanowiłem wykorzystać jako komentarz do meczu Polska – Słowenia. Gdyby ktoś meczu nie oglądał, to pozwolę sobie streścić sytuację. W mediach sporo było zamieszania wokół tego sportowego wydarzenia. Dziennikarze sami sobie zadawali setki pytań na temat naszej kadry i udzielali sobie sami wszystkich odpowiedzi. Czy trauma po EURO już na pewno za nami? Czy dobrze, że skład zmieniony i odmłodzony? Czy nie za mało weteranów i wyjadaczy? Czy zagramy na jednego napastnika? Może na dwóch? A może zaskoczymy Słoweńców nieortodoksyjnym ustawieniem typu 1-2-3-5? Podsumowując, dużo było wiatru. A potem zaczął się mecz. I medialna euforia w półtorej godziny zmieniła się w przygnębiającą stypę. Polska piłka i cała jej otoczka musi przestać koncentrować się na pierdołach, aspektach, uwarunkowaniach i medialnych historiach, a zacząć inwestować w pracę u podstaw. Trzeba najpierw gówna zakopać, żeby potem opowiadać historie o pięknym lesie.

Kalendarium. Z historii Anglii. Dzisiaj nad ranem znaleziono ciało drugiej ofiary Kuby Rozpruwacza, a już po południu ruszył pierwszy sezon zawodowej ligi futbolowej. Żeby utrzymać tempo, wieczorem rozstrzelano w Anglii szeregowego Highgate’a. Była to pierwsza egzekucja w Wielkiej Brytanii zasądzona jako kara za dezercję z pola walki. Kronika amerykańska. To właśnie dzisiaj ruszyła emisja długo oczekiwanego serialu Star Trek, a chwilę wcześniej Pedro Menendez de Aviles założył pierwszą osadę białych ludzi na terytorium Florydy. Wieści z porodówki. Stan liczebny rodzaju ludzkiego wzbogacili dzisiaj Antonin Dvorak, Peter Sellers oraz koreański cesarz o wdzięcznym imieniu Gwangmu. W wiadro/kalendarz kopnęli dziś: papież Sergiusz Pierwszy, Ann Lee oraz czeski dziennikarz Julius Fucik. I na koniec akcent patriotyczny. Dzisiaj również, niespełna pięćset lat temu, Polacy i Litwini pobili przeważające siły rosyjskie w bitwie pod Orszą. Miejmy nadzieję, że nasi wojacy zabrali Rosjanom gaz, bo inaczej powrócimy do tradycji gotowania nad paleniskiem.

sobota, 6 września 2008

For Those About to Rock

Alleluja! AC/DC nagrało nową płytę! I ta płyta trafi już do ogólnoświatowej sprzedaży dwudziestego października. Póki co, Angus i spółka wypuścili promocyjny utwór ‘Rock ‘n’ Roll Train’, który udowadnia, że zespół starzeje się tylko na dowodach osobistych. A sam Brian zjada chyba sporo jajek na surowo, bo charakterystyczny głosik mu nie zardzewiał. Jak ja wytrzymam do tego dwudziestego października? Zahibernować się chyba pójdę. Albo lepiej, nażrę się jak niedźwiedź i zapadnę w letarg. Tylko czy niedźwiedzie lubią pizzę? A jeśli tak, to czy musi to być pizza z miodem? Ups, chyba odszedłem od meritum – znak to oczywisty, że czas kończyć akapit.

Ale my mamy fajnego byłego premiera i zarazem obecnego krewnego prezydenta! Poważnie mówię, gdyż wiele radości daje memu sercu czytanie artykułów, których ten pan jest bohaterem. A najlepiej jak artykuł ma zdjęcia. Bo ten pan to wprost cudownie na zdjęciach wychodzi. Ja też jakoś specjalnie fotogeniczny się nie urodziłem, ale ten pan to mistrzostwo świata. On zawsze wygląda jak dziecko z za dużą głową, któremu ktoś właśnie wyjął smoczek z gęby. Kiedy się złości, to wygląda jakby mu jakiś starszak kopa w dupę sprzedał. A kiedy się cieszy, to jakby mu mama czekoladę kupiła. Co zresztą jest możliwe, bo on chyba ciągle z mamą mieszka.

Szósty września to dzień pamiętny z wielu względów. Urodzili się dzisiaj Dolores O’Riordan, car Iwan Piąty i Massimo Maccarone. Tego dnia odeszli Luciano Pavarotti, Akira Kurosawa oraz papież Jan Trzynasty. Z ważnych wydarzeń dzisiaj należy przypomnieć początek rejsu Mayflower, wypowiedzenie wojny Niemcom przez Republikę Południowej Afryki i pogrzeb księżnej Diany. Ale najważniejsza wieść jest taka, że to właśnie szóstego września obchodzone jest święto niepodległości w Suazi. Jakby się ktoś do Suazi wybierał, to wypada mu zapamiętać garść faktów. Kraj ten jest monarchią absolutną, miejscowa waluta to lilangeni, a średnia długość życia wynosi tam niewiele ponad trzydzieści lat. I jeszcze jedno – w Suazi nie ma łosi.

środa, 3 września 2008

Redneck Wonderland

Przeczytałem sobie właśnie o tym, że wczoraj w stolicy kraju nad Wisłą policja rozbroiła i zatrzymała ponad siedmiuset pseudokibiców. Akcja poszła sprawnie, chuliganom odebrano pałki, kastety, petardy, kamienie i ochraniacze na zęby, a potem przewieziono ich grupkami do aresztu. Sukces? Według mnie porażka. A mogli ich tylko spędzić w jakieś odległe miejsce, w jakiś gęsty las najlepiej. W lesie owym znaleźliby dla kibicowskiej elity jakąś polanę, a tam wykopaliby jakiś głęboki dół. Potem dano by pseudokibicom jakieś dwie godzinki, żeby się co do jednego wszyscy wymordowali. A potem podjechałby spychacz i zrzucił wszystkie trupy do dołu. A po nim koparka, żeby zasypać zbiorową mogiłę debilizmu. Efekt akcji byłby dużo lepszy, a założę się, że wynajęcie spychacza i koparki wyszłaby taniej niż mobilizacja setek policjantów i strażników miejskich.

Nie będę się rozpisywał na temat upadku kultury kibicowania w naszym kraju, bo o tym chyba już wszystko napisano. Piłka nożna w Polsce umiera. Umiera, bo nie jest atrakcyjna dla konsumenta (stadionowego marginesu nie zaliczam do konsumentów kultury piłkarskiej). Nie jest atrakcyjna, bo stadiony i okolice są niebezpieczne i przeładowane wulgarnością. Stadiony są niebezpieczne, bo brakuje im zaawansowanych technologii. Technologii brakuje, bo wszyscy sponsorzy i inwestorzy w dupie mają długofalowe strategie, a w głowie im jedynie szybki profit. I tak do usranej śmierci. I dopóki ktoś mądry nie postawi na dalekosiężne uzdrawianie piłki poprzez inwestycje w infrastrukturę i szkolenie młodzieży, dopóty będzie bagno i syf. Czyli pewnie jeszcze długo.

W latach siedemdziesiątych i osiemdziesiątych angielscy kibole zyskali sobie niechlubne miano najgorszych Europie, czego ukoronowaniem było tragiczne wydarzenie z belgijskiego stadionu Heysel. Nazywano ich wtedy ‘angielską plagą’, a kibice z wysp dostawali co chwilę kolejne zakazy wizyt na europejskich obiektach. U siebie też mieli problemy z dyscypliną, a mordobicia sponsorowane przez członków klubowych gangów były na porządku dziennym. I co? Dzisiaj w Anglii kibic siedzi sobie na wygodnym krzesełku, a jak ma dobry bilet, to owe krzesełko znajduje się ze dwa metry od linii bocznej. Nie uświadczysz w Anglii krat, ogrodzeń, drutu kolczastego, fosy z piraniami i batalionu wojska. Ale jak podniesiesz dupę z krzesełka i choćby małym palcem dotkniesz murawy, to masz kilka tysięcy funtów mniej na koncie. I co? I działa! A brytyjski futbol, w sensie komercyjnym, kwitnie.

W Polsce pozostało nam czekanie na rycerza światłości, który jak ten Jedi, przyjdzie i wyzwoli. Bo horyzonty myślowe naszych działaczy są tak wąskie, że cisną ich chyba pod pachami.