Znowu sobie zrobiłem długą przerwę w pisaniu. No, ale sami rozumiecie, że jest wiele rzeczy, które drastycznie obcinają ilość wolnego czasu. Choćby praca, Football Manager, robienie zakupów, Football Manager, sprzątanie mieszkania i Football Manager. Nie zdążyłem przez to skomentować na bieżąco wielu ciekawych wydarzeń, co niniejszym nadrabiam. Na pierwszy plan wysuwa się ostatnio kolejny sukces polityki zagranicznej pana prezydenta, który dosłownie walczy o niezależność Gruzji. Wszyscy dobrzy Gruzini na pewno pana prezydenta już kochają, bo własną piersią zasłaniał ich przed rosyjskimi kulami. Szkoda tylko, że we własnym kraju mało kto tego bohatera lubi, ale ten jakoś nie zabiega o względy rodaków. A fajnie byłoby się przejechać wypasioną furą z panem prezydentem po osiedlu, uciekając jednocześnie przed ostrzałem wrogich wojsk. Drugim medialnym hitem dni ostatnich był zapewne kruk, a właściwie Kruk, który jest do tego posłanką. I złodziejem zapewne, bo przecież stara prawda filmowa mówi, że każdy pijak to złodziej. A że Kruk lubi wypić, to i nic dziwnego, przecież u nas w ojczyźnie mamy tegoż picia długą i piękną tradycję. Nie wszyscy jednak pamiętają, że tradycjom narodowym można i w miejscu pracy składać hołd, dlatego posłanka wzięła i przypomniała całemu społeczeństwu, że jednak można. Zaraz się ktoś pewnie przyczepi, że się znęcam nad Krukiem. A Kruk po prostu był chory. Przecież na codzień jest on jednym z najbardziej profesjonalnych posłów, o czym zaświadczyć może sam Przemysław Edgar. Hetman Gosiewski doskonale rozumie i współczuje Krukowi, gdyż niegdyś sam cierpiał na podobną chorobę.
A z doniesień natury osobistej, to zeznam uczciwie, że wyjechałem byłem poza moje włości. Odwiedziłem tedy Kraków, dawną stolicę Polaków, jak śpiewa pewien bard. Miasta samego w sobie jednak nie zwiedzałem, poza wąskim wycinkiem osiedla Kapelanka, gdzie to zwizytowałem lokalne Tesco i mieszkanie dobrego znajomego. Kolega szanowny, czyli Zbyszek (a raczej Lambert, bo po imieniu mówię do niego tylko w żartach) spisał się znakomicie i podjął naszą ekipę, czyli mnie, Betty i Mańka (Beata i Mariusz nie mówię do nich nigdy) naprawdę zacnie. Pokarmy i trunki były w wielkiej obfitości, służba prześcigała się w donoszeniu na stół prosiąt, dzików i kuropatw, miodów pitnych, tokajów i nalewek. Popołudnie zeszło nam na dość dobrej sesji gry fabularnej 'Monastyr' oraz podziwianiu stareńkiego trailera do smakowitego horroru 'Suspiria'. Zabawa była przednia, ale szybko nastał wieczór i trzeba było się zbierać. Jedynym minusem całodniowego wypadu było drastyczne ograniczenie czasu przeznaczonego na sen. Co dzisiaj odczuwałem dość boleśnie w pracy. Na całe szczęście tak się złożyło, że dzisiaj pracował na mnie mój biały, kanadyjski niewolnik (tu serdeczne pozdrowienia dla Iana) i dzięki temu mogłem nieco później zacząć i nieco wcześniej skończyć. Jutro zaczynam pracę późno, więc i wyspać się będę mógł długo i szczęśliwie, a tym samym zregenerować braki energetyczne. No chyba, że zdecyduję się wstać zaraz po siódmej i naparzać bez opamiętania w Football Managera. Czego, w sumie, nie mogę wykluczyć.
Piosenka na dziś: A Whiter Shade of Pale
Powiedzonko na dziś: Kruk Krukowi flaszki nie obali.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
4 komentarze:
Wszyscy wiedzą, że nie mówi się Kruk, tylko PTOK! ;)
Właśnie. Czekałem cały wpis, aż padnie to słowo, a tu nic...
A białemu niewolnikowi niech będą dzięki, bo odwala za mnie cały rok połowę męczarni pt. CPE!
My z Agulem mówimy CEP a nie CPE :P
dobrze oddaje sytuację :D
Prześlij komentarz