środa, 3 września 2008

Redneck Wonderland

Przeczytałem sobie właśnie o tym, że wczoraj w stolicy kraju nad Wisłą policja rozbroiła i zatrzymała ponad siedmiuset pseudokibiców. Akcja poszła sprawnie, chuliganom odebrano pałki, kastety, petardy, kamienie i ochraniacze na zęby, a potem przewieziono ich grupkami do aresztu. Sukces? Według mnie porażka. A mogli ich tylko spędzić w jakieś odległe miejsce, w jakiś gęsty las najlepiej. W lesie owym znaleźliby dla kibicowskiej elity jakąś polanę, a tam wykopaliby jakiś głęboki dół. Potem dano by pseudokibicom jakieś dwie godzinki, żeby się co do jednego wszyscy wymordowali. A potem podjechałby spychacz i zrzucił wszystkie trupy do dołu. A po nim koparka, żeby zasypać zbiorową mogiłę debilizmu. Efekt akcji byłby dużo lepszy, a założę się, że wynajęcie spychacza i koparki wyszłaby taniej niż mobilizacja setek policjantów i strażników miejskich.

Nie będę się rozpisywał na temat upadku kultury kibicowania w naszym kraju, bo o tym chyba już wszystko napisano. Piłka nożna w Polsce umiera. Umiera, bo nie jest atrakcyjna dla konsumenta (stadionowego marginesu nie zaliczam do konsumentów kultury piłkarskiej). Nie jest atrakcyjna, bo stadiony i okolice są niebezpieczne i przeładowane wulgarnością. Stadiony są niebezpieczne, bo brakuje im zaawansowanych technologii. Technologii brakuje, bo wszyscy sponsorzy i inwestorzy w dupie mają długofalowe strategie, a w głowie im jedynie szybki profit. I tak do usranej śmierci. I dopóki ktoś mądry nie postawi na dalekosiężne uzdrawianie piłki poprzez inwestycje w infrastrukturę i szkolenie młodzieży, dopóty będzie bagno i syf. Czyli pewnie jeszcze długo.

W latach siedemdziesiątych i osiemdziesiątych angielscy kibole zyskali sobie niechlubne miano najgorszych Europie, czego ukoronowaniem było tragiczne wydarzenie z belgijskiego stadionu Heysel. Nazywano ich wtedy ‘angielską plagą’, a kibice z wysp dostawali co chwilę kolejne zakazy wizyt na europejskich obiektach. U siebie też mieli problemy z dyscypliną, a mordobicia sponsorowane przez członków klubowych gangów były na porządku dziennym. I co? Dzisiaj w Anglii kibic siedzi sobie na wygodnym krzesełku, a jak ma dobry bilet, to owe krzesełko znajduje się ze dwa metry od linii bocznej. Nie uświadczysz w Anglii krat, ogrodzeń, drutu kolczastego, fosy z piraniami i batalionu wojska. Ale jak podniesiesz dupę z krzesełka i choćby małym palcem dotkniesz murawy, to masz kilka tysięcy funtów mniej na koncie. I co? I działa! A brytyjski futbol, w sensie komercyjnym, kwitnie.

W Polsce pozostało nam czekanie na rycerza światłości, który jak ten Jedi, przyjdzie i wyzwoli. Bo horyzonty myślowe naszych działaczy są tak wąskie, że cisną ich chyba pod pachami.

5 komentarzy:

marcinuz pisze...

Ano tak. Nasze futbolowe bagienko to klasyczne vicious circle. Przydałby się jakiś pan z młotkiem.
Wiadomo, że i w Anglii kibole nie wyginęli, ale teraz spotykają się w ciemnych alejkach i tam załatwiają swoje sprawy, a na meczach siedzą spokojnie.
Btw, widziałeś Green Street Hooligans? Całkiem ciekawie to wszystko pokazują (z amerykańskim wtrętem, który na szczęście nie psuje całości).

Maciek pisze...

Widziałem, widziałem. Ale dużo lepiej, z punktu widzenia realizmu, pokazują to w 'Football Factory'.

Brittabella pisze...

Ja jako dziewczyna (niewątpliwie) z chęcią bym na mecz poszła futbolowy poszła, ale życie mi miłe. :( A kastetu i kija do bejzbola nie mam, więc nie mam z czym się na stadionie pokazywać. Do dupy to wszystko...

marcinuz pisze...

Do dupy. Ostatni raz na meczu byłem, kiedy GKS jeszcze w 3 lidze grał, zanim Sokół zawitał do pierwszej...

Maciek pisze...

No ale idzie EURO, od teraz będzie już tylko lepiej i lepiej...