poniedziałek, 30 czerwca 2008

No Leaf Clover

EURO się skończyło. Nie sposób nie skomentować. Większość profesjonalnych źródeł i respektowanych sportowych bloggerów chwali tą edycję Mistrzostw Europy, twierdząc, że nareszcie styl ofensywny zatriumfował nad stęchłym catenaccio, że oto zmaterializowały się wszelkie marzenia kibiców dotyczące ładnej dla oka gry. Gry do, tak zwanego, przodu. A dla mnie ta impreza była raczej do tyłu. Czyli do, tak zwanej, dupy.

Mam świadomość, że argumenty, które zaraz przytoczę, będą totalnie subiektywne i nie każdy się z nimi zgodzi. Ale po to są blogi, żeby sobie pozwalać na subiektywne krytykanctwo. Więc do dzieła.

Po pierwsze primo: ciężko się cieszyć z imprezy, gdzie Twoi ulubieńcy albo odpadają szybko, albo wcale nie przyjechali. Jak grała Polska, każdy widział. Powstrzymam się zatem z komentarzem, coby nie dolewać do tej przysłowiowej czary goryczy. Jak już nie było Polski, to szukałem sobie zastępczych faworytów, żeby się na duchu podnieść. Niestety, wszyscy oni na różnych etapach ponieśli klęskę. Najpierw Francuzi i Szwedzi, potem Rosja z Turcją. Anglicy, jak wiemy, oglądali EURO w domu.

Po drugie primo: kibicowanie według zasady ‘wybieram mniejsze zło’ jest mało fajne. Niestety, byłem zmuszony w finale zastosować ten wariant. Niemców, podobnie jak większa część narodu, nie darzę zbyt wielkim uczuciem. Ale jak patrzę na tych żałosnych aktorów z Hiszpanii, którzy przy najdrobniejszym kontakcie z przeciwnikiem padają na murawę i symulują objawy padaczki, zawału serca i śmierci klinicznej, to też nie jestem zachwycony. Chciałbym zobaczyć kiedyś drużynę, która będzie miała polot i technikę Hiszpanów, ale mentalność Skandynawów. Takiej drużynie zawsze mógłbym kibicować. Nawet jeśli to byłby jakiś Azerbejdżan.

Po trzecie primo i ultimo: poziom sędziowania na EURO 2008. Wyglądało to mniej więcej tak, jakby do obsady sędziowskiej wzięto ludzi z łyżwiarstwa figurowego, albo ze stowarzyszenia nadopiekuńczych matek. Komuś się chyba zapomniało, że piłka to sport kontaktowy i można się tam czasem ‘po żebrach macać’, jak mawiali nasi przodkowie. Popis aptekarstwa w wykonaniu Hołarda Łeba był, niestety, tylko jednym z wielu tego typu. Cała piłkarska Europa walczy ze zjawiskiem ‘nurkowania’ w futbolu, podczas gdy ci wspaniali sędziowie zachęcają nurków i oszustów jak tylko mogą do kontynuowania działalności.

A na domiar kwasu, podczas ceremonii wręczenia pucharu, zwycięskim Hiszpanom puszczono wczoraj main theme z ‘Piratów z Karaibów’. Proponuję, by w ramach nowej, świeckiej tradycji podczas EURO 2012 w Polsce puścić mistrzom Europy motyw z ‘Janosika’, albo z ‘Czterech Pancernych’.

5 komentarzy:

marcinuz pisze...

A tak, tak, zgadzam się w 100%, nurkowania trochę za dużo było. Na szczęście mistrzowie świata w nurkowaniu (tzn. Makarones) polecieli dość szybko. Espaniole momentami próbowali im dorównać, na szczęście bardziej interesowało ich, jak by tu wjechać z piłką do bramki, więc dało się na to patrzeć. Ale żeby syn Albionu wyczyniał takie aptekarskie sztuczki... Gdyby tak sędziował w Premiership, nie dotrwałby do końca rundy...
Moi faworyci też odpadali (Anglia już eliminacjach ;D), pocieszyła mnie klęska tych przebrzydłych Makarones, ale już gdzieś padło: to są radości zastępcze...
Ale czy kibic w Kraju Nadwiślańskim może liczyć na coś więcej???

Maciek pisze...

No fakt. O makaronach zapomniałem napisać. Ale zapomnieć napisać o występie Włochów na EURO 2008, to jak zapomnieć zjeść lodów w zimie. Żadna strata.

Brittabella pisze...

Mogliby puścić tego marsza z Gwiezdnych Wojen, tys by było piknie :), tylko nie po polsku. Albo może Piotr Rubik by co wyklaskał, jak myślicie chłopaki?
Ja o drużynach nie piszę nic, bo "tera mie to wali", jak mawia poeta. Wczoraj mecz obejrzałam, ale "siakoś tak" mnie nie zdreszczył. Moja wina czy ich? Szału nie było...

Maciek pisze...

Ich wina, myślę. Ja też oglądałem raczej ze statystycznego obowiązku, niż z wielkiej chęci.

marcinuz pisze...

Cóż, ja właśnie z braku chęci ominąłem kilka meczów, a jak oglądałem, to z reguły kibicowałem na zasadzie mniejszego zła... Mimo wszystko podczas finału jakiś dreszczyk się pojawił. Chociaż może to skurcze po tachaniu tego nieszczęsnego telewizora ;D
...pani Brittabello: podejrzewam, że gdyby P. Rubik usiłował coś wyklaskać, to niechybnie sam zostałby wyklaskany... Motyw z GW jak najbardziej, czasami miałem wrażenie, że to Ełro było dawno dawno temu, w odległej galaktyce...