Wczoraj skończyły się mistrzostwa świata w piłce nożnej. Nareszcie. Rozczarowany jestem podwójnie.
Po pierwsze, wszyscy moi ulubieńcy padali jak muchy, a pod koniec turniej oglądałem już niejako z obowiązku i bez większych emocji. Jako pierwsi, z moich faworytów, z mistrzostwami pożegnali się Serbowie i Kameruńczycy. Potem odpadli Amerykanie (którzy, w mojej opinii, będą wkrótce liczącą się siłą w światowej piłce), a zaraz po nich Anglicy, którym kibicowałem najbardziej. Potem były ćwierćfinały, gdzie z braku lepszych opcji postanowiłem wspierać drużyny z Ameryki Południowej. Wszyscy wiemy jak poszło Brazylii i Argentynie, a pięknie grający Urugwaj nie zdobył niestety medalu.
Po drugie, był to triumf piłki nożnej chodzonej. Żaden z finalistów nie grał porywająco, żaden z nich nie miażdżył przeciwników. Holandia i Hiszpania spokojnie i bez nadmiernego entuzjazmu po prostu trwały, z wyjątkiem może 45 minut ekipy Oranje w starciu z Brazylią. Kwintesencją tej piłkarskiej chujowszczyzny był wczorajszy finał. Z jednej strony rzeźnik Van Bommel i pozbawiony charakteru Robben, z drugiej grupa chłopców, co się na wietrze przewracają, a po kontakcie z przeciwnikiem robią czternaście spektakularnych przeturlań po murawie. Wczoraj na meczu chciało mi się w pewnym momencie spać. Dobrze, że już koniec. Szkoda tylko, że w finale nie spotkali się Niemcy z Urugwajem – to były najładniej grające ekipy tych mistrzostw i jedyne, które w fazie pucharowej dostarczały emocji.
Dobra strona tych mistrzostw to zjednoczenie Bandy na płaszczyźnie sportowo-hazardowej. Te niezapomniane komentarze, chwile uniesień po trafnym wytypowaniu wyniku oraz tak zwane ‘atrakcje towarzyszące’. Było grubo, warto by było jakoś tę formę aktywności podtrzymać. Może pooglądamy wspólnie mistrzostwa Europy w rzucie młotkiem do telewizora, czy inne zawody w bieganiu z żoną na plecach? Co najważniejsze, trzeba się jednak spotykać w gronie wyrażającym się liczbą jednocyfrową, bo wtedy jakość i treściwość spotkania gwałtownie wzrasta. Howgh.
Od dziś blog będzie w miarę regularnie odświeżany – pamiętajcie jednak, by regularność mierzyć moją miarą. Na deser dołożyłem parę głupawych linków – obejrzyjcie sobie ‘On ćwiczy Parkera’, ‘Szataniści’ i ‘ Wzruszający Moment’ po prawej stronie.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
7 komentarzy:
O, mój boże, Kasztanu-Blogujący zmartwychwstał! Alleluja! :)
No raczej. Alleluja i od tyłu, jak to mówią w pewnym radiu.
Alleluja! Trzeba będzie chyba i mój wskrzesić...
A formę aktywności podtrzymamy. Pooglądałbym sobie (i poobstawiał) ligę angielską...
Jezu, ale mnie ten Moment wzruszył! Lecę po chusteczki! :P
Co prawda to prawda, finał wymuszony, a mecz Niemcy-Urugwaj był najfajniejszy ze wszystkich :) Pozdawiam!
Zaprawdę był on najlepszy na świecie. Pozdrawiam back!
Zagrajcie z nami w Fantasy Premier League! :)
Prześlij komentarz