poniedziałek, 13 października 2008

She Works Hard for the Money

Z życia. Zaczął się nowy tydzień pracy. Pierwszy pełny tydzień, dodajmy. Poniedziałek mam zaplanowany dosyć intensywnie, więc z lekkim takim zmęczeniem dotarłem do domu. Zmęczeniem, ale i satysfakcją, bo okazało się, że aż osiem z trzynastu osób w mojej grupie zdecydowało się na kontynuację z roku poprzedniego pod moim dowództwem. Co oni? Samobójcy jacyś? No dobrze, chcieli ze mną, to będą mieli. Dzisiaj jeszcze było fajnie, bośmy sobie w karty pograli, bajki popisali i wymienili uprzejmości, ale od następnego tygodnia będzie już tylko słychać trzask przerabianych ćwiczeń, płacz kursantów i drastyczne obelgi miotane przez prowadzącego w stronę widowni. Słowem, klasyczny kurs typu ‘First Certificate’.

Z kraju. Władza leci na wycieczkę. Ale nie może polecieć spokojnie, bo się figury kłócą o to, która ważniejsza. Bo pierwszy chce sam lecieć i drugiemu nie pozwala. A drugi kłamie, że powinien z tym pierwszym ramię w ramię w samolocie siedzieć, choć tak naprawdę też by chciał sam. No, ewentualnie z bratem. Albo z mamą. I sobie grożą uziemieniem i czarterami, a w narodzie, jak mawiał poeta, ‘cierpliwość się wyczerpuje’. A z innego frontu, to żeśmy piękną wiktoryję odnieśli nad Czechami w ostatni weekend. Podania z pierwszej piłki, zagrania w przysłowiową ‘uliczkę’, loby, zmiana tempa, dokładność, polot i odwaga. Czyli, że Polacy zagrali na takim poziomie, jakiego polska piłka nie widziała chyba od czasów Bolesława Chrobrego.

Ze świata. Nowy rekordzista świata w jedzeniu pizzy zdegustował sobie czterdzieści pięć kawałków tegoż specjału w około dziesięć minut. Dziesiątą rocznicę powstania obchodzi właśnie austriacka orkiestra warzywna, a mnie najbardziej ucieszyła wiadomość, że jeden z muzyków posiada ‘fujarkę z marchewki’. Reprezentant Szkocji w piłce nożnej, o wielce szkockim nazwisku Iwelumo, spudłował do pustej bramki z odległości 150 centymetrów. Prawdopodobieństwo powtórzenia tego wyczynu jest mniej więcej takie, jak szanse obecnego prezydenta na reelekcję. A u naszych braci ze wschodu ogłoszono godzinę policyjną z powodu niedźwiedzi, które są głodne i hasają radośnie po ludzkich osadach w poszukiwaniu czegoś do konsumpcji. Urodziny obchodzi dzisiaj Mike Gazella.

5 komentarzy:

marcinuz pisze...

ależ przydałby nam się w sobotę ten mistrzu...
wiktoryja zaiste piękna, szkoda, że mi się z przejedzenia we łbie popieprzyło i o meczu kompletnie zapomniałem...

Maciek pisze...

Z przejedzenia Ci się popieprzyło? Mi się z przejedzenia nowe horyzonta ukazują, a moja jaźń wędruje po różnych płaszczyznach duchowości. A przynajmniej tak to sobie tłumaczę.

Brittabella pisze...

Martka wyzywa Cię Kasztanu na pojedynek (w komentarzu na moim blogu)w jedzeniu pizzy. Może i ten śmiałek z Twojego posta nadałby się jej na przeciwnika?

Co do wycieczki rządowej, gdyby pojechał na nią brat brata to zabrałby ze sobą jeszcze kota, nie zapominajmy o jego doniosłej osobie :)

A austriacką orkiestrę warzywną widziałam kiedyś na wideo, oni z tych swoich instrumentów (więc z fujarki też) gotują zupę i częstują nią publiczność. Ciekawe czy dobra ta zupa...

marcinuz pisze...

popieprzyło się w sensie właśnie tych nowych horyzontów i wędrówek po różnych obszarach duchowości, które były tak absorbujące, że mecz przeleciał gdzieś bokiem. I pomyśleć, że męczyłem się oglądając tę porażkę... pardon, te zwycięstwo z San Marino...

mogę zostać sędzią zawodów. i ewentualnie dojadaczem resztek :D

Maciek pisze...

Zupa z fujarki? To brzmi dumnie!

A rękawicę rzuconą podejmuję anytime.