wtorek, 16 września 2008
Walk of Life
Pewien właściciel baru zamieścił ogłoszenie: ‘Zatrudnię bramkarza’. Następnego wieczoru, kiedy bar był wypełniony po brzegi, w stronę właściciela zaczął się przedzierać jakiś knypek. Gośc miał w porywach metr sześćdziesiąt, wyraźną niedowagę i okulary na pół twarzy. W końcu knypek dopchał się do właściciela baru i przemówił w te słowa: ‘Jestem Tomuś. Przyszedłem w sprawie pracy.’ Właściciel baru obejrzał Tomusia od stóp do głów, wyszydził go i wyśmiał, a na koniec rzucił Tomusiowi krótkie ‘Wypierdalaj!’. Tomuś wzruszył ramionami, podciągnął rękawy, rozejrzał się po sali i zaczął od kolesi przy drzwiach …
Równe 608 lat temu na Księcia Walii wybrano niejakiego Owena Glendowera, który w oryginale nazywał się Owain Glyn Dwr. Wydarzenie to należy zaliczyć do ważnych, bo Glyn Dwr był ostatnim prawdziwym Walijczykiem, któremu przyszło piastować zaszczytny tytuł księcia, który po walijsku zowie się ‘Tywysog’. Sam Owain pochodził z Glyndyfrdwy, gdzie również mieszkał, był lordem i buntował się przeciwko angielskiej tyranii. Jednym z jego najlepszych przyjaciół był pewien bard o wdzięcznym przydomku Ioio Goch. Jednym z jego największych sukcesów była bitwa, którą wygrał w miejscowości o wdzięcznej nazwie Mynydd Hyddgen. Jednym z jego synów był Maredudd ab Owain Glyndwr, a jedną z jego córek była Gwenllian ferch Owain Glyndwr. A jednym z najfajniejszych języków jest walijski.
Jedyne 1992 lata temu na świat przyszła Drusilla, która jest znana głównie z tego, że była siostrą Kaliguli. Drusia, że sobie tak pozwolę, przyszła na świat w Niemczech. To znaczy, w dzisiejszych Niemczech, bo wtedy Niemiec jeszcze nie było, tylko barbarzyńcy. Ale to nie barbarzyńcy byli powodem zakończenia jej i tak krótkiego żywota – odpowiedzialna była zaraza siejąca spustoszenie w Rzymie. Po śmierci Drusi jej sławny brat zakazał pochówku i nikomu nie pozwalał zbliżyć się do ciała ukochanej siostry. Filmowa wersja tej historii sugeruje, że Kaligula po śmierci siostry namiętnie lizał jej ciało i dlatego nie spieszyło mu się z pochówkiem. Swoją drogą, ciekawe miał chłopak hobby. I jeszcze jedno – Drusilla nie miała nosa. Przynajmniej na jedynym zachowanym popiersiu.
Równiutkie 906 lat temu sławetny kronikarz Bernold z Konstancji opuścił ten padół łez. Bernolda z Konstancji wszystkie dzieci pamiętają dzięki jego dwóm wiekopomnym dziełom. Pierwsze nazywało się ‘De prohibenda sacerdotum incontinentia’ i traktowało o tym, że celibat wśród kleru to genialny pomysł. Drugie nosiło tytuł ‘De damnatione schismaticorum and Apologeticus super excommunicationem Gregorii VII’ i, jak sama nazwa wskazuje, usprawiedliwiało nałożenie ekskomuniki na cesarza Henryka Czwartego. W swojej pracy naukowej Berni koncentrował się głównie na liturgii mszy i należy pamiętać, że jego koncepcje wywarły olbrzymi wpływ na wygląd średniowiecznej mszy na Węgrzech. Facjaty Bernolda z Konstancji nie widziałem, ale zakładam, że był brzydki. W średniowieczu wszyscy byli brzydcy. A może tylko brzydko malowali?
niedziela, 14 września 2008
The Winner Takes It All
Napiszę, dla kontrastu, o czymś wielce przyjemnym. Pisałem tu jakiś czas temu o serii książek George’a Martina, w której to autor opisuje dzieje krainy Westeros i losy najbardziej wyrazistych jej mieszkańców. No i w ogóle zachwalałem te książki jak się tylko dało. Teraz czas wyjawić dlaczego tak gorąco ową serię polecam. Otóż jakiś mądry Amerykanin kilka lat temu wpadł na genialny pomysł, by sagę pana Martina przerobić na grę planszową. Jak pomyślał, tak zrobił i zupełnym przypadkiem wyszło mu planszówkowe arcydzieło. Taka mała planszówkowa perełka, której poziom nie odstaje ani trochę od znakomitego literackiego pierwowzoru. No dobra, perełka nie jest taka mała – po rozłożeniu na stole zostaje bardzo mało miejsca na postawienie piwa. No, ale do konkretów.
‘Game of Thrones’ jest grą typowo strategiczną, czyli planszówką z serii poważnych. Jakość wydania oraz szata graficzna stoją na naprawdę wysokim poziomie. Duża plansza przedstawia mapę Westeros, podzieloną na trzydzieści cztery prowincje, o które przyjdzie nam walczyć z pozostałymi graczami. Każdy z graczy (może ich być od trzech do pięciu, przy czym pięć to liczba idealna) prowadzi jeden z potężnych szlacheckich rodów do zwycięstwa. Zwycięstwo osiąga się przede wszystkim dzięki ekspansji terytorialnej, ale również dzięki kontrolowaniu pozostałych domów. Jak w znanym filmie, zwycięzca ‘może być tylko jeden’, więc skoncentrowanie się wyłącznie na własnym, że tak powiem, interesie nie jest najlepszą strategią – jak inni gracze zobaczą, że wychodzisz na prowadzenie, to zmówią się przeciw Tobie, wezmą Cię i, że tak powiem, wydymają.
I tu ukryte jest całe piękno gry! Trwałe i kruche sojusze, knucie, spiskowanie, podpuszczanie innych graczy do walki przeciw sobie, udzielanie zbrojnej pomocy i jej odmawianie w krytycznym momencie – wszystkie te elementy stanowią o jakości rozgrywki i zmuszają graczy do radosnej interakcji. Do tego dochodzi jeszcze element licytacji, który nierzadko odwraca całą sytuację w grze do góry nogami. Bo oto ten gracz, co snuje się gdzieś w oddali i mozolnie zbiera dostępne w grze zasoby, dochodzi wreszcie do głosu w licytacji i tam przebija wszystkich, odwracając zupełnie kolejność w wyścigu po tron. ‘Game of Thrones’ to czysta polityka, intryganctwo i genialna interakcja, czyli typ gry, który moja skromna osoba znajduje najbardziej interesującą.
W samej grze jest jeszcze milion detali, które dodatkowo ją urozmaicają. Są tam karty dowódców, czyli postaci znanych z literackiego pierwowzoru, co stanowi fenomenalną atrakcję dla tych, co książki przeczytali. Jest moment, kiedy zwalczający się nawzajem gracze muszą solidarnie odeprzeć zewnętrze zagrożenie i oddać cierpliwie gromadzone dla wspólnego dobra. No i do tego wszystkiego dochodzi talia Westeros, która może namieszać w planach nawet najwybitniejszego stratega. Chcesz zebrać wielką armię? Co z tego, skoro talia uparcie odmawia karty ‘Musztra’. Myślisz o zabezpieczeniu swojego terenu? Nie możesz, bo właśnie zaczęła się ‘Nawałnica Mieczy’. I tak przez dziesięć długich tur, po których najsilniejszy ród zdobędzie tytuł władców Westeros, a kontrolujący go gracz możliwość dopiekania przegranym aż do następnej rozgrywki.
Sama gra ma tylko klika ograniczeń. Pełna miodność wychodzi przy pięciu graczach, a więc trzeba zebrać sporą liczbę osób gotowych spędzić dwie lub trzy godzinki na strategiczno-interaktywnej grze. Do czego Was, rzecz jasna, serdecznie zapraszam. Poza tym, ‘Game of Thrones’ ma opinię tak zwanej ‘gry chłopskiej’. Opinia wynika najpewniej z tego, że twórcy opinii uznali, że ‘baby’ nie lubią politykowania i strategii. Niezrażony opinią, baby również serdecznie zapraszam. No i rzecz ostatnia – należy do ‘GoT’ podchodzić na luzie i niezbyt poważnie traktować rozgrywkę. Bo jak mówi recenzent: ‘czasami atmosfera robi się bardzo gęsta, może nawet zbyt gęsta. Wzajemne oskarżanie się, podstępne ataki, prośby o udzielenie pomocy - to powoduje, że po kilku godzinach niektórzy gracze naprawdę mogą patrzeć na siebie wilkiem.'
Czujta się zaproszone, chłopy i baby.
czwartek, 11 września 2008
We Are the Champions
A co tam, panie, w polityce słychać? A bardzo dobrze, sukcesy same wokół. Będziemy nawet zmieniać konstytucję! Po co? Po to, żeby móc sobie w zgodzie z ową konstytucją swobodnie kastrować element pedofilski. A pan prezydent, w ramach ocieplania wizerunku, zaprosił pana byłego prezydenta na bal, chociaż go nienawidzi. Byłego prezydenta, nie balu. A pewien pan o twarzy konia, co z polityki jakiś czas temu wypadł, teraz chce już wrócić i inspiruje śledztwo w sprawie więzień C.I.A. – to się nazywa parcie na koryto! Pan były premier coś mówi, ale nikt go nie rozumie, bo ‘coś kiedyś tam było, że mogłoby nastąpić, ale sądzi, że nie nastąpi’. Ale u nas to i tak jest w miarę normalnie. W takiej, na przykład, Australii ogłoszono obławę na kick-boxera, który do nieprzytomności zbił kangura.
Teraz krótka przerwa na reklamy, po której powrócimy z naszym starym, dobrym Kalendarium. I już po przerwie! To właśnie jedenastego dnia września niejaki Waleczne Serce nakopał Anglikom w bitwie pod Stirling i gdyby sędzia nie odgwizdał spalonego w doliczonym czasie gry, mogłoby się skończy prawdziwą klęską synów Albionu. Polacy, nie zamierzający pozostawać w cieniu tych wydarzeń, zafundowali sobie wypasioną odsiecz wiedeńską jedyne 386 lat później. Po odsieczy był sznycel po wiedeńsku, jajka po wiedeńsku oraz golonka po bawarsku. To dzisiaj również przypada Dzień Nauczyciela w Ameryce Łacińskiej oraz etiopski Nowy Rok. Urodzili się dzisiaj małoznany pisarz David Herbert Richards Lawrence, a także światowej sławy szogun, Minamoto no Yoriie. Jedenastego września odeszli od nas Żwirko, Wigura oraz Fortunat Alojzy Gonzaga Żółkowski.
poniedziałek, 8 września 2008
Clean Up Your Own Backyard
Powyższy żart (jakże śmieszny i jakże smaczny) wraz z jego morałem postanowiłem wykorzystać jako komentarz do meczu Polska – Słowenia. Gdyby ktoś meczu nie oglądał, to pozwolę sobie streścić sytuację. W mediach sporo było zamieszania wokół tego sportowego wydarzenia. Dziennikarze sami sobie zadawali setki pytań na temat naszej kadry i udzielali sobie sami wszystkich odpowiedzi. Czy trauma po EURO już na pewno za nami? Czy dobrze, że skład zmieniony i odmłodzony? Czy nie za mało weteranów i wyjadaczy? Czy zagramy na jednego napastnika? Może na dwóch? A może zaskoczymy Słoweńców nieortodoksyjnym ustawieniem typu 1-2-3-5? Podsumowując, dużo było wiatru. A potem zaczął się mecz. I medialna euforia w półtorej godziny zmieniła się w przygnębiającą stypę. Polska piłka i cała jej otoczka musi przestać koncentrować się na pierdołach, aspektach, uwarunkowaniach i medialnych historiach, a zacząć inwestować w pracę u podstaw. Trzeba najpierw gówna zakopać, żeby potem opowiadać historie o pięknym lesie.
Kalendarium. Z historii Anglii. Dzisiaj nad ranem znaleziono ciało drugiej ofiary Kuby Rozpruwacza, a już po południu ruszył pierwszy sezon zawodowej ligi futbolowej. Żeby utrzymać tempo, wieczorem rozstrzelano w Anglii szeregowego Highgate’a. Była to pierwsza egzekucja w Wielkiej Brytanii zasądzona jako kara za dezercję z pola walki. Kronika amerykańska. To właśnie dzisiaj ruszyła emisja długo oczekiwanego serialu Star Trek, a chwilę wcześniej Pedro Menendez de Aviles założył pierwszą osadę białych ludzi na terytorium Florydy. Wieści z porodówki. Stan liczebny rodzaju ludzkiego wzbogacili dzisiaj Antonin Dvorak, Peter Sellers oraz koreański cesarz o wdzięcznym imieniu Gwangmu. W wiadro/kalendarz kopnęli dziś: papież Sergiusz Pierwszy, Ann Lee oraz czeski dziennikarz Julius Fucik. I na koniec akcent patriotyczny. Dzisiaj również, niespełna pięćset lat temu, Polacy i Litwini pobili przeważające siły rosyjskie w bitwie pod Orszą. Miejmy nadzieję, że nasi wojacy zabrali Rosjanom gaz, bo inaczej powrócimy do tradycji gotowania nad paleniskiem.
sobota, 6 września 2008
For Those About to Rock
Alleluja! AC/DC nagrało nową płytę! I ta płyta trafi już do ogólnoświatowej sprzedaży dwudziestego października. Póki co, Angus i spółka wypuścili promocyjny utwór ‘Rock ‘n’ Roll Train’, który udowadnia, że zespół starzeje się tylko na dowodach osobistych. A sam Brian zjada chyba sporo jajek na surowo, bo charakterystyczny głosik mu nie zardzewiał. Jak ja wytrzymam do tego dwudziestego października? Zahibernować się chyba pójdę. Albo lepiej, nażrę się jak niedźwiedź i zapadnę w letarg. Tylko czy niedźwiedzie lubią pizzę? A jeśli tak, to czy musi to być pizza z miodem? Ups, chyba odszedłem od meritum – znak to oczywisty, że czas kończyć akapit.
Ale my mamy fajnego byłego premiera i zarazem obecnego krewnego prezydenta! Poważnie mówię, gdyż wiele radości daje memu sercu czytanie artykułów, których ten pan jest bohaterem. A najlepiej jak artykuł ma zdjęcia. Bo ten pan to wprost cudownie na zdjęciach wychodzi. Ja też jakoś specjalnie fotogeniczny się nie urodziłem, ale ten pan to mistrzostwo świata. On zawsze wygląda jak dziecko z za dużą głową, któremu ktoś właśnie wyjął smoczek z gęby. Kiedy się złości, to wygląda jakby mu jakiś starszak kopa w dupę sprzedał. A kiedy się cieszy, to jakby mu mama czekoladę kupiła. Co zresztą jest możliwe, bo on chyba ciągle z mamą mieszka.
Szósty września to dzień pamiętny z wielu względów. Urodzili się dzisiaj Dolores O’Riordan, car Iwan Piąty i Massimo Maccarone. Tego dnia odeszli Luciano Pavarotti, Akira Kurosawa oraz papież Jan Trzynasty. Z ważnych wydarzeń dzisiaj należy przypomnieć początek rejsu Mayflower, wypowiedzenie wojny Niemcom przez Republikę Południowej Afryki i pogrzeb księżnej Diany. Ale najważniejsza wieść jest taka, że to właśnie szóstego września obchodzone jest święto niepodległości w Suazi. Jakby się ktoś do Suazi wybierał, to wypada mu zapamiętać garść faktów. Kraj ten jest monarchią absolutną, miejscowa waluta to lilangeni, a średnia długość życia wynosi tam niewiele ponad trzydzieści lat. I jeszcze jedno – w Suazi nie ma łosi.
środa, 3 września 2008
Redneck Wonderland
Nie będę się rozpisywał na temat upadku kultury kibicowania w naszym kraju, bo o tym chyba już wszystko napisano. Piłka nożna w Polsce umiera. Umiera, bo nie jest atrakcyjna dla konsumenta (stadionowego marginesu nie zaliczam do konsumentów kultury piłkarskiej). Nie jest atrakcyjna, bo stadiony i okolice są niebezpieczne i przeładowane wulgarnością. Stadiony są niebezpieczne, bo brakuje im zaawansowanych technologii. Technologii brakuje, bo wszyscy sponsorzy i inwestorzy w dupie mają długofalowe strategie, a w głowie im jedynie szybki profit. I tak do usranej śmierci. I dopóki ktoś mądry nie postawi na dalekosiężne uzdrawianie piłki poprzez inwestycje w infrastrukturę i szkolenie młodzieży, dopóty będzie bagno i syf. Czyli pewnie jeszcze długo.
W latach siedemdziesiątych i osiemdziesiątych angielscy kibole zyskali sobie niechlubne miano najgorszych Europie, czego ukoronowaniem było tragiczne wydarzenie z belgijskiego stadionu Heysel. Nazywano ich wtedy ‘angielską plagą’, a kibice z wysp dostawali co chwilę kolejne zakazy wizyt na europejskich obiektach. U siebie też mieli problemy z dyscypliną, a mordobicia sponsorowane przez członków klubowych gangów były na porządku dziennym. I co? Dzisiaj w Anglii kibic siedzi sobie na wygodnym krzesełku, a jak ma dobry bilet, to owe krzesełko znajduje się ze dwa metry od linii bocznej. Nie uświadczysz w Anglii krat, ogrodzeń, drutu kolczastego, fosy z piraniami i batalionu wojska. Ale jak podniesiesz dupę z krzesełka i choćby małym palcem dotkniesz murawy, to masz kilka tysięcy funtów mniej na koncie. I co? I działa! A brytyjski futbol, w sensie komercyjnym, kwitnie.
W Polsce pozostało nam czekanie na rycerza światłości, który jak ten Jedi, przyjdzie i wyzwoli. Bo horyzonty myślowe naszych działaczy są tak wąskie, że cisną ich chyba pod pachami.
poniedziałek, 1 września 2008
Knowing Me, Knowing You
Przeciętna rolka angielskiej taśmy klejącej jest o jedną piątą bardziej klejąca, niż taka sama rolka kupiona w USA.
Stołki o trzech nóżkach są prawnie zakazane w niektórych prowincjach w Chinach.
Wielka Brytania jest krajem z najwyższą średnią ilości par skarpet na osobę, a średnia ta wynosi dokładnie 21.
Słynny generał drugiej wojny, George S. Patton, miał alergię na marchew, która mogła doprowadzić do jego śmierci.
Uniwersytet w Oksfordzie, na samym początku swej kariery, oferował osiem różnych kursów z zakresu alchemii.
Kanada może poszczycić się największą liczbą mieszkańców, u których drugi palec u nogi jest dłuższy od dużego palca u nogi.
Około 6,7 miliona karaluchów przypada na jeden apartamentowiec w Bangkoku.
Pary, które decydują się na ślub w dzień roboczy, dostają o 23 procent mniej prezentów niż pary, które pobierają się w weekend.
Północnoamerykański dziki indyk potrafi biec z prędkością dochodzącą do 40 kilometrów na godzinę, jeśli się go przestraszy.
Przeciętna gazeta może wytrzymać aż 136 pojedynczych uderzeń kropel deszczu, zanim stanie się nieczytelna.
Żeby nie było, to dołożę jeszcze jeden naprawdę ważny fakt. Pierwszego dnia września 1286 roku na świat przyszła Elżbieta Ryksa, córka księcia Przemysła Drugiego i Ryksy Szwedzkiej. Życie miała fajowe, bo ojca jej zamordowali, potem kazali wyjść za starego wdowca, który i tak zmarł kilka lat później na zapalenie płuc. Dodatkowo, Elżbietka miała bezpłodną córkę i kochanka, co się zwał Jindrich Lipa. Na starość jej hobby stało się ilustrowanie świętych ksiąg, do którego to procesu najmowała najwybitniejszych artystów. Na koniec pochowano ją pod klasztorną podłogą, razem z jej ukochanym Jindrichem. Mam nadzieję, że był ów chłopina martwy, kiedy go pakowali pod posadzkę.