Jeszcze żyję, wbrew obiegowej opinii. I blog też żył będzie. I wcale to nie jest pierwszokwietniowy żarcik. W ramach nadrobienia zaległości podaję garść faktów z ostatnich dni i tygodni:
1. Rzeszów jest miastem fajnym i miło się tam wraca. A Lambert ma bardzo gościnnych rodzicieli i niezwykle natrętnego, choć sympatycznego psa.
2. Konkursy muzyczne na dużą skalę robi się bardzo przyjemnie, ale jeszcze przyjemniej się w nich bierze udział i wygrywa. Dlatego za rok nie robię, tylko uczestniczę.
3. Moje lepsze pół jest najlepszym twórcą wszelkiego pożywienia. Nigella i Makłowicz mogą jej buty wiązać. O ile ładnie poproszą i dostaną zgodę.
4. Hiszpańskie kino jest warte niewiele, żeby brzydko nie powiedzieć, że jest chuja warte. Przy oglądaniu ‘Zbrodni Ferpekcyjnej’ nawet ciężka praca fizyczna zdaje się być fajną perspektywą.
5. Do pisania bloga powróciłem, bo i powróciła ładna pogoda. A wiadomo nie od dziś, że ‘Polacy mają depresję totalną dlatego, że nie ma słońca’.
6. Nadejście wiosny cieszy bardzo, również moich studentów, co wyraźnie przekłada się na jakość mojej pracy. Znaczy łatwiej się pracuje i motywuje.
7. 'Twilight Struggle' to doskonała planszówka dla dwóch osób. Uwielbiam ją i to nie tylko ze względu na karty z Wałęsą i papieżem. Dopóki nie wymyślą 'GoT'a na dwie osoby, będzie to moja ulubiona gra w tej kategorii.
8. W zeszły weekend rozpoczęliśmy, mam nadzieję, nową świecką tradycję ‘nocnego GoTowania’. Te wieczorno-nocne sparingi przy planszy świetnie służyły Dominikowi, a nieco mniej Marcie, która zasnęła nad planszą z otwartą buzią. Dobrze, że mi kart dowódców nie zaśliniła.
9. Polacy grali z Irlandczykami Północnymi. Sam mecz i jego otoczka przypominały mi nieco sytuację z rozdawaniem prezentów w ubogich rodzinach – najpierw wielkie emocje i spodziewanie się niewiadomo czego, a potem bolesna chwila prawdy.
10. Polecam bardzo gorąco dwa świetne soundtracki – mam na myśli piosenki z ‘Zapaśnika’ i zakręconego ‘Rock’n’Rolla’. Znajdziecie tam wszystko od rosyjskiego rocka po kubańskie wesołe rytmy.
11. Nieodmiennie polecam również piwo 'Pilsner Urquell'. Dodatkowym atutem nadchodzącej wiosny jest to, że nie ma to jak walnąć zimnego Pilsnera w ciepły wieczór.
wtorek, 31 marca 2009
wtorek, 10 marca 2009
Empire of the Sun
Zasłuchany jestem okrutnie. Przygotowuję właśnie konkurs muzyczny z okazji corocznego święta miłośników fantastyki w Rzeszowie. Święta, do którego przez pierwsze trzy lata istnienia dokładałem swoje trzy grosze jako współorganizator. Teraz jeżdżę już tam tylko jako gość, ale trzy grosze wciąż dorzucam w postaci wspomnianego wcześniej konkursu. No więc słucham sobie różniastych gatunków muzycznych, kombinuję i wybieram te najfajniejsze do mojego konkursu. I fajnie tak jest sobie poprzeglądać stare muzyczne archiwa i pozachwycać się dawno niesłyszanymi kawałkami. Przerabiałem ostatnio UB 40, Kosheen, Die Toten Hosen, Queen i sporo melodii z westernów, a wiele jeszcze mam do przerobienia. To odświeżanie muzycznej pamięci, poza sentymentalnymi powrotami, ma też inną zaletę. Jak sobie już wszystko poodświeżam i poprzypominam, to zdążę przez ten czas zatęsknić za ‘Thunderstruck’, ‘Bedlam in Belgium’, czy ‘Heatseeker’. A wtedy wrócę do słuchania AC/DC ze zdwojoną mocą. Drżyjcie sąsiedzi!
A poza tym, to w życiu u mnie fajnie. W pracy jest energia, chęć i pomysł. W domu jest lepsza połowa, sporo planszówek i 'Empire Total War'. I pogoda nawet się dzisiaj przestała obrażać i pokazała trochę słońca. Świat zdaje się być w idealnej równowadze. No może poza faktem, że jakiś mądry uczony postanowił zburzyć nieco kanony historii i stwierdził, że Krzysztof Kolumb był w istocie Szkotem. Uczony również dodał, że Kolumb naprawdę nosił klasyczne szkockie imię Pedro. W sumie to zaskoczeń jest ostatnio nieco więcej, bo nawet Ronaldo (ten gruby) postanowił zrobić kawał i strzelił sobie gola. Potem wskoczył na ogrodzenie, żeby cieszyć się z kibicami i ogrodzenie nie wytrzymało. Zanim Ronaldo zdążył wrócić na boisko, dopadł go już tłum dziennikarzy, którzy chcieli przeprowadzić relację na gorąco z piłkarzem w roli głównej. Gruby zachował się jednak profesjonalnie – słowa dziennikarzom nie powiedział, tylko wrócił posłusznie na boisko, gdzie sędzia pokazał mu żółtą kartkę.
Nazwa klubu piłkarskiego na dziś: LZS Zimna Wódka
Superbohater na dziś: Sligguth
Piosenka na dziś: 'Hasta la Vista'
A poza tym, to w życiu u mnie fajnie. W pracy jest energia, chęć i pomysł. W domu jest lepsza połowa, sporo planszówek i 'Empire Total War'. I pogoda nawet się dzisiaj przestała obrażać i pokazała trochę słońca. Świat zdaje się być w idealnej równowadze. No może poza faktem, że jakiś mądry uczony postanowił zburzyć nieco kanony historii i stwierdził, że Krzysztof Kolumb był w istocie Szkotem. Uczony również dodał, że Kolumb naprawdę nosił klasyczne szkockie imię Pedro. W sumie to zaskoczeń jest ostatnio nieco więcej, bo nawet Ronaldo (ten gruby) postanowił zrobić kawał i strzelił sobie gola. Potem wskoczył na ogrodzenie, żeby cieszyć się z kibicami i ogrodzenie nie wytrzymało. Zanim Ronaldo zdążył wrócić na boisko, dopadł go już tłum dziennikarzy, którzy chcieli przeprowadzić relację na gorąco z piłkarzem w roli głównej. Gruby zachował się jednak profesjonalnie – słowa dziennikarzom nie powiedział, tylko wrócił posłusznie na boisko, gdzie sędzia pokazał mu żółtą kartkę.
Nazwa klubu piłkarskiego na dziś: LZS Zimna Wódka
Superbohater na dziś: Sligguth
Piosenka na dziś: 'Hasta la Vista'
piątek, 6 marca 2009
National Treasure
Coś dawno o polityce nie pisałem. Dziwne, bo przeca Polak się na polityce zna najlepiej. A dziwne tym bardziej, że nasza rodzima polityka wiele daje powodów do komentowania. Ostatnio na absolutnym topie jest pewien pan Kazimierz i jego dziewczyna o przaśnej słowiańskiej urodzie i intrygującym iberyjskim imieniu. Chociaż chyba to nie jej prawdziwe imię, tylko jakiś pseudonim literacki, bo przecież lubi dziewczyna coś lirycznego napisać. Najśmieszniejsza dla mnie rzecz to nie sam romas Kaziora i Izuni. Przestała mnie już również bawić głupota pana Kazimierza i niedojrzałość emocjonalna jego nowej wybranki serca. Najzabawniejsze jest to, że związek tych ludzi to,w tym pięknym kraju nad Wisłą, główny temat debat z udziałem mediów i polityków. I nieważne, że odczuwamy skutki globalnego kryzysu. Że nad naszą organizacją wielkiej sportowej imprezy znowu zawisły czarne chmury. Że jak się wzięli za budowanie autostrady, to im się dwa proste odcinki nie połączyły. Najważniejsze na świecie jest to, czy pierdolnięty Kazio jest zły, czy dobry i czy jego pusta jak butelka po imprezie Isabelle jest utalentowana, czy może raczej nie. Ludzie, ocknijcie się!
Przepraszam najmocniej. Właśnie się zorientowałem, że na arenie polskiej myśli politycznej zakwitło jeszcze kilka innych kwiatków. Czytam właśnie, że pan Mirosław O., niegdyś minister oświaty, prowadził po alkoholu i spowodował stłuczkę z udziałem dwóch innych samochodów. Czyli, że pan były minister zrobił aż trzy rzeczy jednego dnia. Jak na polskiego polityka, to efektywność wręcz bajeczna. Czytając ostatnie polityczne doniesienia z kraju można się też wiele nauczyć, zwłaszcza o krajach Afryki Środkowej i produkcji orzeszków. I o Centrum Wysiedlonych, a w zasadzie o jego filiach. Członkini mojej ulubionej partii politycznej wymyśliła bowiem, że my też sobie powinniśmy postawić taki lokal, żeby pokazać światu kto był bardziej pokrzywdzony w wojnie. A przede wszystkim, żeby pokazać Niemcom, że mogą nam naskoczyć. Niesiony inspirującym pomysłem pani senator postuluję, aby myszy zrobiły swoje Centrum Wysiedlonych, żeby postawić się kotom. Taką instytucję musi mieć również bigos, który został bezprawnie wyparty z polskich stołów przez spaghetti. A na koniec proponuję pani senator, żeby się sama gdzieś wysiedliła. I niech zabierze kolegów. Najlepiej gdzieś daleko.
Urodziny obchodzą dziś: David Gilmour i Cyrano de Bergerac
Świętujemy dziś: Dzień Alamo i Dzień Niepodległości Ghany
Przepraszam najmocniej. Właśnie się zorientowałem, że na arenie polskiej myśli politycznej zakwitło jeszcze kilka innych kwiatków. Czytam właśnie, że pan Mirosław O., niegdyś minister oświaty, prowadził po alkoholu i spowodował stłuczkę z udziałem dwóch innych samochodów. Czyli, że pan były minister zrobił aż trzy rzeczy jednego dnia. Jak na polskiego polityka, to efektywność wręcz bajeczna. Czytając ostatnie polityczne doniesienia z kraju można się też wiele nauczyć, zwłaszcza o krajach Afryki Środkowej i produkcji orzeszków. I o Centrum Wysiedlonych, a w zasadzie o jego filiach. Członkini mojej ulubionej partii politycznej wymyśliła bowiem, że my też sobie powinniśmy postawić taki lokal, żeby pokazać światu kto był bardziej pokrzywdzony w wojnie. A przede wszystkim, żeby pokazać Niemcom, że mogą nam naskoczyć. Niesiony inspirującym pomysłem pani senator postuluję, aby myszy zrobiły swoje Centrum Wysiedlonych, żeby postawić się kotom. Taką instytucję musi mieć również bigos, który został bezprawnie wyparty z polskich stołów przez spaghetti. A na koniec proponuję pani senator, żeby się sama gdzieś wysiedliła. I niech zabierze kolegów. Najlepiej gdzieś daleko.
Urodziny obchodzą dziś: David Gilmour i Cyrano de Bergerac
Świętujemy dziś: Dzień Alamo i Dzień Niepodległości Ghany
poniedziałek, 2 marca 2009
Sleepy Hollow
Ale sobie zapuściłem bloga! Na bieżąco nie jestem i chwasty rosną wszędzie wokół. Ale nic to, niniejszym nadrabiam zaległości i wrzucam szybkie sprawozdanie z ostatnich dni. Najważniejszym ostatnio wydarzeniem był przeprowadzony przeze mnie i moich znajomych eksperyment natury naukowej. Testowaliśmy bowiem jak długo człowiek może wytrzymać bez snu, odżywiając się głównie czipsami, paluszkami, ciastkami i piwem. Mój organizm, jak się okazało, spokojnie daje radę przez ponad czterdzieści godzin bez resetu. Żeby sobie nieco utrudnić całe zadanie, spędziłem prawie połowę tego czasu grając w planszową ‘Grę o Tron’, kiedy to mój procesor analizował tysiące zagrań własnych i możliwych posunięć przeciwników. Podobno naszym eksperymentem zainteresowani są naukowcy z amerykańskiej armii, którzy analizują zachowania żołnierzy w sytuacjach stresowych na polu walki. A eksperymentem samym w sobie jestem zachwycony – wyjazd i pobyt w dawnej stolicy Polaków okazał się być w pytkę Zbysia. A skoro już przy Zbysiu, to pozdrowienia i podziękowania dla naszego gospodarza, Lamberta. Podziękowania zwłaszcza za wyczesaną zapiekankę z kurczakiem.
A dzisiaj powrót na łono pracy. Jak już wspomniałem, moje baterie są poważnie rozładowane po weekendzie, ale chyba jakoś dam radę. Zwłaszcza, że jedna taka sympatyczna koleżanka załatwiła mi nieświadomie zastępstwo w mojej najbardziej wymagającej grupie i dlatego też jeden taki sympatyczny Kanadyjczyk będzie się dzisiaj użerał z moimi gimnazjalistami. Zarówno koleżance, jak i Kanadyjczykowi, za wyświadczone przysługi serdecznie dziękuję. A skoro już jesteśmy przy pracy, to pozwolę sobie rzucić tutaj pewną drobną sugestię. Ostatnie nasze pozapracowe spotkanie miało miejsce już ponad tydzień temu i uważam ten fakt za skandaliczne zaniedbanie. W związku z tym, apeluję o zwarcie szeregów, wzięcie się w garść i podjęcie kroków w celu ustalenia czasu i miejsca kolejnego spędu. Taka jedna koleżanka, iberystka z wykształcenia, coś tam przeca przebąkiwała o tym, że jej sytuacja lokalowo-administracyjna sprzyja perspektywie spotkań naszej spółdzielni konsumentów. A zatem przejdźmy od słów do czynów, bo się nam jeszcze iberystka rozmyśli.
Piosenka na dziś: Appaloosa Main Title
Teledysk na dziś: Money for Nothing
A dzisiaj powrót na łono pracy. Jak już wspomniałem, moje baterie są poważnie rozładowane po weekendzie, ale chyba jakoś dam radę. Zwłaszcza, że jedna taka sympatyczna koleżanka załatwiła mi nieświadomie zastępstwo w mojej najbardziej wymagającej grupie i dlatego też jeden taki sympatyczny Kanadyjczyk będzie się dzisiaj użerał z moimi gimnazjalistami. Zarówno koleżance, jak i Kanadyjczykowi, za wyświadczone przysługi serdecznie dziękuję. A skoro już jesteśmy przy pracy, to pozwolę sobie rzucić tutaj pewną drobną sugestię. Ostatnie nasze pozapracowe spotkanie miało miejsce już ponad tydzień temu i uważam ten fakt za skandaliczne zaniedbanie. W związku z tym, apeluję o zwarcie szeregów, wzięcie się w garść i podjęcie kroków w celu ustalenia czasu i miejsca kolejnego spędu. Taka jedna koleżanka, iberystka z wykształcenia, coś tam przeca przebąkiwała o tym, że jej sytuacja lokalowo-administracyjna sprzyja perspektywie spotkań naszej spółdzielni konsumentów. A zatem przejdźmy od słów do czynów, bo się nam jeszcze iberystka rozmyśli.
Piosenka na dziś: Appaloosa Main Title
Teledysk na dziś: Money for Nothing
wtorek, 24 lutego 2009
Apocalypse Now
W sobotę sporo się działo. Była praca, a po niej jeszcze więcej pracy. Potem dostałem nawet nagrodę dla przodownika pracy, mimo, że na traktorze nie jeżdże, a i trzystu procent normy jeszcze chyba nie wyrabiam. Potem miała być impreza i relaks, ale dla mnie była to znowu ciężka praca. Podczas konkursu, na którego prowadzenie się porwałem, musiałem nadzorować poczynania całej grupy rozwrzeszczanych ludzi i jednego rozwrzeszczanego jamnika. Oprócz ciężkiej pracy fizycznej miałem również niezły wysiłek intelektualny, a mój mózg musiał przyswoić setki nowych informacji. Z tych ważniejszych wymienię tutaj kilka. Otóż Biały Kieł autorstwa George’a Clooneya był zrobiony z żelków i do tego zielony. Dzięki sobotniej imprezie wiem też ile wynosi absolutny rekord świata w piciu wina na czas. Zapamiętałem również kto ma w pokoju plakat Britney, kto słucha Dody, a kto woli pójść do opery. Zgodnie z moimi najczarniejszymi obawami, zaistniała szansa na powtórzenie tego barbarzyńskiego spędu w nieodległej przyszłości i w nieodległej galaktyce. Co na to równowaga we wszechświecie?
Żenujący żart na dobry start w ten piękny dzień. Pewien misjonarz był z misją humanitarną w Afryce. Któregoś dnia, spacerując w dżungli, zauważył leżącego słonia. Podszedł i zobaczył że słoń ma w nogę wbity gwóźdź. Misjonarzowi zrobiło się żal biednego zwierzęcia, więc usunął gwóźdź. Słoń wstał i popatrzył na swojego zbawcę z umiłowaniem, jakby chciał powiedzieć ‘dziękuję’, a potem odszedł. Odwrócił się jeszcze raz, jakby chciał powiedzieć ‘do widzenia’ i zniknął wśród drzew. ‘Ciekawe czy go jeszcze kiedykolwiek znowu zobaczę?’ pomyślał sobie dobroduszny misjonarz. Kilka lat później, facet wybrał się do cyrku. Występowały tam różne zwierzęta, w tym słonie, ale jego uwagę zwrócił jeden słoń który patrzył na niego w ten sam sposób, jak tamten z dżungli. ‘Czyżby to był on?’, pomyślał sobie misjonarz. ‘Jest do tamtego taki podobny!’. Po występie podszedł do wspomnianego słonia, pogłaskał go po uszach, ale wtedy słoń złapał go trąbą i trzasnął nim kilka razy o podłogę, zamieniając jego ciało w krwawy pasztet. Okazało się bowiem, że to nie był tamten słoń.
Miłego dnia!
Żenujący żart na dobry start w ten piękny dzień. Pewien misjonarz był z misją humanitarną w Afryce. Któregoś dnia, spacerując w dżungli, zauważył leżącego słonia. Podszedł i zobaczył że słoń ma w nogę wbity gwóźdź. Misjonarzowi zrobiło się żal biednego zwierzęcia, więc usunął gwóźdź. Słoń wstał i popatrzył na swojego zbawcę z umiłowaniem, jakby chciał powiedzieć ‘dziękuję’, a potem odszedł. Odwrócił się jeszcze raz, jakby chciał powiedzieć ‘do widzenia’ i zniknął wśród drzew. ‘Ciekawe czy go jeszcze kiedykolwiek znowu zobaczę?’ pomyślał sobie dobroduszny misjonarz. Kilka lat później, facet wybrał się do cyrku. Występowały tam różne zwierzęta, w tym słonie, ale jego uwagę zwrócił jeden słoń który patrzył na niego w ten sam sposób, jak tamten z dżungli. ‘Czyżby to był on?’, pomyślał sobie misjonarz. ‘Jest do tamtego taki podobny!’. Po występie podszedł do wspomnianego słonia, pogłaskał go po uszach, ale wtedy słoń złapał go trąbą i trzasnął nim kilka razy o podłogę, zamieniając jego ciało w krwawy pasztet. Okazało się bowiem, że to nie był tamten słoń.
Miłego dnia!
piątek, 20 lutego 2009
Joy to the World
Pilsner Urquell, napój bogów. Najfajniejszy smak stworzony przez człowieka. Będzie ten wpis traktował o wyższości Pilsnera nad każdym innym trunkiem i nawet dorzucę garść niezaprzeczalnych argumentów, coby moja opinia nie wydawała się aż tak subiektywna. Choć po prawdzie, to będzie ona potwornie subiektywna, bo Pilsnera uwielbiam. Ten krystalicznie czysty napój zamknięty w poręcznej zielonej buteleczce to prawdziwa poezja piwowarstwa. A smak tegoż trunku mógłby stanowić temat setek prac magisterskich i inszych wywodów natury naukowej – piwo to posiada idealne natężenie goryczy, połączonej zgrabnie z delikatnym elementem słodkiego smaku. Po wypiciu pozostawia sympatyczny posmak na języku i w przełyku. Jeśli piwowarstwo to sztuka, to Pilsner Urquell jest Moną Lisą, Damą z Łasiczką, Słonecznikami i Guerniką.
Odniesienia do Pilsnera znajdziemy jednak nie tylko w malarstwie. Weźmy na przykład słynną piosenkę Arethy Franklin zatytuowaną ‘Respect’. Utwór ten jest hymnem na cześć twórców Urquella, których piosenkarka darzy ogromnym szacunkiem. A któż z nas nie zna popularnej melodii ‘Satisfaction’, nagranej przez The Rolling Stones? Jak wiadomo, jest to piosenka o człowieku, który poszedł do lokalnego spożywczaka i zorientował się, że w sklepie skończył się właśnie Pilsner. Zrozpaczony konsument śpiewa w tym utworze, że teraz nie może zaznać satysfakcji. A koronnym przykładem wpływu najlepszego piwa na świecie na muzykę rozrywkową jest pewna piosenka w wykonaniu Tiny Turner – założę się, że już wiecie, o który utwór chodzi?
Piwo na dziś: Tyskie… Akurat!
Odniesienia do Pilsnera znajdziemy jednak nie tylko w malarstwie. Weźmy na przykład słynną piosenkę Arethy Franklin zatytuowaną ‘Respect’. Utwór ten jest hymnem na cześć twórców Urquella, których piosenkarka darzy ogromnym szacunkiem. A któż z nas nie zna popularnej melodii ‘Satisfaction’, nagranej przez The Rolling Stones? Jak wiadomo, jest to piosenka o człowieku, który poszedł do lokalnego spożywczaka i zorientował się, że w sklepie skończył się właśnie Pilsner. Zrozpaczony konsument śpiewa w tym utworze, że teraz nie może zaznać satysfakcji. A koronnym przykładem wpływu najlepszego piwa na świecie na muzykę rozrywkową jest pewna piosenka w wykonaniu Tiny Turner – założę się, że już wiecie, o który utwór chodzi?
Piwo na dziś: Tyskie… Akurat!
wtorek, 17 lutego 2009
Mortal Kombat
Wczoraj w pracy dokonałem odkrycia. Dowiedziałem się, gdzie moi koledzy trzymają pieniądze i postanowiłem im wszystko ukraść. A poważnie, to dokonałem odkrycia natury społeczno-kulturalnej. Część społeczna jest taka, że znienawidziłem jedną taką kursantkę, a kulturalna jest taka, że byłem na tyle kulturalny, że nie powiedziałem jej, żeby się zamknęła i poszła w pizdu! Najgorsze jest to, że nie była to żadna rozwydrzona nastolatka, bo takiej wybaczyłbym ze względu na głupi wiek. Była to kobieta w kwiecie wieku i zdawać by się mogło, że już dojrzała umysłowo. Pozory, jak mówi porzekadło, często mylą i tak było tym razem. Najgorsze jednak jest to, że ta pani jest z zawodu nauczycielką i wydawało mi się, że złapiemy dobry kontakt i się będziemy na zajęciach wzajemnie wspierać. A tu gówno, pani zachowuje się gorzej niż dzieci z gimnazjum. Bez przerwy rzuca jakieś abstrakcyjne komentarze na temat innych kursantów, ucisza tych głośnomówiących, jakby była u siebie w domu i pokazuje wszystkim, że źle się czuje po tej drugiej stronie nauczycielskiego biurka. Ale nic to, pokonam tą panią zimnym jak lód opanowaniem i tak zwaną ‘godnościom osobistom’.
Hasło z Wikipedii na dziś: ‘DinoCity’. Jest to klasyczna gra platformowa wyprodukowana z myślą o użytkownikach Super Nintendo, a jej japoński oryginał nazywał się ‘Dinowars Kyoryu okoku e no Daiboken’. Głównymi bohaterami gry są dwaj chłopcy o tradycyjnych japońskich imionach Timmy i Jamie, którzy przez przypadek przenoszą się w czasie do epoki dinozaurów. Chłopcom udaje się znaleźć machinę czasu, która pozwoli im wrócić do teraźniejszości, ale okazuje się niestety, że najważniejsza część machiny została skradziona przez niejakiego Mr. Big, czyli przywódcę lokalnego gangu neandertalczyków. Z pomocą zrozpaczonym chłopcom przychodzą tyranozaur Rex i triceratops Tops i dodać należy, że oba zwierzątka mają unikatowe zdolności i oferują zupełnie różny styl rozgrywki. Bardzo interesująca jest też scenografia ‘DinoCity’ – gracz przechodząc kolejne poziomy wędruje przez jaskinie, dżungle, trawiaste równiny, a nawet lodowe komnaty. Oczywiście przez cały czas potencjalny gracz może sobie radośnie naparzać wysłanników pana Mr. Big, a formy unicestwiania tychże są dwie: skakanie im po głowach oraz zamrażanie ich strumieniem dziwnej energii. Gra nie ma niestety rekomendacji Instytutu Matki i Dziecka.
Piosenka na dziś: ‘Born to be Wild’
Imię na dziś: Żaklina
Hasło z Wikipedii na dziś: ‘DinoCity’. Jest to klasyczna gra platformowa wyprodukowana z myślą o użytkownikach Super Nintendo, a jej japoński oryginał nazywał się ‘Dinowars Kyoryu okoku e no Daiboken’. Głównymi bohaterami gry są dwaj chłopcy o tradycyjnych japońskich imionach Timmy i Jamie, którzy przez przypadek przenoszą się w czasie do epoki dinozaurów. Chłopcom udaje się znaleźć machinę czasu, która pozwoli im wrócić do teraźniejszości, ale okazuje się niestety, że najważniejsza część machiny została skradziona przez niejakiego Mr. Big, czyli przywódcę lokalnego gangu neandertalczyków. Z pomocą zrozpaczonym chłopcom przychodzą tyranozaur Rex i triceratops Tops i dodać należy, że oba zwierzątka mają unikatowe zdolności i oferują zupełnie różny styl rozgrywki. Bardzo interesująca jest też scenografia ‘DinoCity’ – gracz przechodząc kolejne poziomy wędruje przez jaskinie, dżungle, trawiaste równiny, a nawet lodowe komnaty. Oczywiście przez cały czas potencjalny gracz może sobie radośnie naparzać wysłanników pana Mr. Big, a formy unicestwiania tychże są dwie: skakanie im po głowach oraz zamrażanie ich strumieniem dziwnej energii. Gra nie ma niestety rekomendacji Instytutu Matki i Dziecka.
Piosenka na dziś: ‘Born to be Wild’
Imię na dziś: Żaklina
Subskrybuj:
Posty (Atom)