Wczoraj w pracy dokonałem odkrycia. Dowiedziałem się, gdzie moi koledzy trzymają pieniądze i postanowiłem im wszystko ukraść. A poważnie, to dokonałem odkrycia natury społeczno-kulturalnej. Część społeczna jest taka, że znienawidziłem jedną taką kursantkę, a kulturalna jest taka, że byłem na tyle kulturalny, że nie powiedziałem jej, żeby się zamknęła i poszła w pizdu! Najgorsze jest to, że nie była to żadna rozwydrzona nastolatka, bo takiej wybaczyłbym ze względu na głupi wiek. Była to kobieta w kwiecie wieku i zdawać by się mogło, że już dojrzała umysłowo. Pozory, jak mówi porzekadło, często mylą i tak było tym razem. Najgorsze jednak jest to, że ta pani jest z zawodu nauczycielką i wydawało mi się, że złapiemy dobry kontakt i się będziemy na zajęciach wzajemnie wspierać. A tu gówno, pani zachowuje się gorzej niż dzieci z gimnazjum. Bez przerwy rzuca jakieś abstrakcyjne komentarze na temat innych kursantów, ucisza tych głośnomówiących, jakby była u siebie w domu i pokazuje wszystkim, że źle się czuje po tej drugiej stronie nauczycielskiego biurka. Ale nic to, pokonam tą panią zimnym jak lód opanowaniem i tak zwaną ‘godnościom osobistom’.
Hasło z Wikipedii na dziś: ‘DinoCity’. Jest to klasyczna gra platformowa wyprodukowana z myślą o użytkownikach Super Nintendo, a jej japoński oryginał nazywał się ‘Dinowars Kyoryu okoku e no Daiboken’. Głównymi bohaterami gry są dwaj chłopcy o tradycyjnych japońskich imionach Timmy i Jamie, którzy przez przypadek przenoszą się w czasie do epoki dinozaurów. Chłopcom udaje się znaleźć machinę czasu, która pozwoli im wrócić do teraźniejszości, ale okazuje się niestety, że najważniejsza część machiny została skradziona przez niejakiego Mr. Big, czyli przywódcę lokalnego gangu neandertalczyków. Z pomocą zrozpaczonym chłopcom przychodzą tyranozaur Rex i triceratops Tops i dodać należy, że oba zwierzątka mają unikatowe zdolności i oferują zupełnie różny styl rozgrywki. Bardzo interesująca jest też scenografia ‘DinoCity’ – gracz przechodząc kolejne poziomy wędruje przez jaskinie, dżungle, trawiaste równiny, a nawet lodowe komnaty. Oczywiście przez cały czas potencjalny gracz może sobie radośnie naparzać wysłanników pana Mr. Big, a formy unicestwiania tychże są dwie: skakanie im po głowach oraz zamrażanie ich strumieniem dziwnej energii. Gra nie ma niestety rekomendacji Instytutu Matki i Dziecka.
Piosenka na dziś: ‘Born to be Wild’
Imię na dziś: Żaklina
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
6 komentarzy:
Mi się ostatnio taka jedna krytykantka przypałętała na próbne zajęcia. I mam nadzieję, że jej się nie spodobało. Inaczej istnieje ryzyko, że padną mocne słowa.
Nie dajcie chłopaki. Twardym trza być, nie mientkim!
I się trzeba trzymać, a nie puszczać.
dobra, będę się twardo trzymał. tylko czego???
Niestety codziennie na nowo dokonuję podobnego odkrycia natury społeczno-kulturalnej i to nie w odniesieniu do kursantki...
Aha jeśli Cię to pocieszy, to z grupy CAE wypisała się pani nauczycielka właśnie. Twierdziła, ze lektorka ją niemalże terroryzuje na zajęciach każąc jej się czegoś uczyć w domu.
hahahahaha, to u mnie nie przeżyłaby dwóch tygodni!
Prześlij komentarz