W moim życiu sezon trochę jakby ogórkowy, więc i wieści nie za wiele. Do sukcesów zdecydowanie należy zaliczyć powrót do planszowej Gry o Tron – udało się nam zagrać cztery partie, z czego dwie bardzo fajne, a dwie pozostałe wygrał kto inny. Do tego zwerbowaliśmy dwie sztuki świeżej krwi. Mario się wciągnął z miejsca, Endrju z początku był nieco przerażony ilością zasad, ale zdaje mi się, że się wkrótce przekona.
A tego, co się u nas w kraju dzieje, zdecydowanie nie da się opisać mianem sezonu ogórkowego. Dużo by można o tym całym zamieszaniu mówić, ale pozostawiam to piosence ‘Wojna’ w wykonaniu Brygady Kryzys. Oni tą piosenkę napisali jakieś dwadzieścia lat temu, ale jakże pasuje do obecnej awantury! Mimo, że słowo ‘krzyż’ nie pada w niej ni razu.
wtorek, 10 sierpnia 2010
piątek, 6 sierpnia 2010
You Ain't Seen Nothin' Yet
I znowu kino było. Poszedłem z Bandą na remake klasycznego horroru o Freddym Krugerze. Ważne, by przed takim filmem odpowiednio nisko ustawić poprzeczkę oczekiwań. Poprzeczka była zatem na równie niskim poziomie, co nasze zachowanie i kultura osobista. Wyobrażam sobie co czuli inni ludzie, kiedy ze strony naszej ekipy dochodziło przeciągłe ziewanie, żenujące żarciki, głupie komentarze, piski i mlaskanie. Nam jednak bardzo się podobało i myślę, że warto to doświadczenie powtórzyć. Koniecznie musimy się znowu wybrać na jakiś słaby horror. Do końca wakacji jakieś gówno tego typu na pewno się w kinie pokaże.
A poza tym, to mógłbym się podzielić przemyśleniami. Ale nie lubię wielokrotnego powtarzania tego samego słowa w krótkim tekście. A nie znam zbyt wielu synonimów słowa ‘krzyż’. Pozdro.
A poza tym, to mógłbym się podzielić przemyśleniami. Ale nie lubię wielokrotnego powtarzania tego samego słowa w krótkim tekście. A nie znam zbyt wielu synonimów słowa ‘krzyż’. Pozdro.
niedziela, 1 sierpnia 2010
Dreamer
Jakiś czas temu poszedłem sobie do naszego kina, żeby zobaczyć, czy meble stoją jak stały. A przy okazji zobaczyłem film ‘Incepcja’. No i wbiło mnie w fotel. Film trwa z dwie i pół godziny, ale nie wyłączyłem się na nim ani razu. Było pełne skupienie, ale na szczęście nie jest przeintelektualizowany. Świetna główna rola w wykonaniu tego pana, co w ‘Titanicu’ stał na dziobie, genialne efekty specjalne i ładnie budująca napięcie muzyka. ‘Incepcja’, póki co, jest dla mnie chyba filmem roku. Może i nie jestem ekspertem, bo dużej ilości filmów nie oglądam, ale szczerze polecam każdemu.
A prywatnie to jestem słomianym wdowcem. Mam z tej okazji wiele obowiązków, takich jak picie piwa, granie na komputerze, odwiedzanie znajomych i chodzenie do wspomnianego wcześniej kina. Sytuacja, jak widzicie, nie do pozazdroszczenia, więc wspierajcie mnie. Wsparcie najchętniej przyjmuję w postaci płynnej, najlepiej w większym gronie. No nic, popisałem trochę, fajnie było. Teraz wracam do pracy. Mecze w Football Manager 2010 się same nie zagrają.
P.S. Dorzucam dwa linki Jurek Mordel oraz Rambo from Uganda.
A prywatnie to jestem słomianym wdowcem. Mam z tej okazji wiele obowiązków, takich jak picie piwa, granie na komputerze, odwiedzanie znajomych i chodzenie do wspomnianego wcześniej kina. Sytuacja, jak widzicie, nie do pozazdroszczenia, więc wspierajcie mnie. Wsparcie najchętniej przyjmuję w postaci płynnej, najlepiej w większym gronie. No nic, popisałem trochę, fajnie było. Teraz wracam do pracy. Mecze w Football Manager 2010 się same nie zagrają.
P.S. Dorzucam dwa linki Jurek Mordel oraz Rambo from Uganda.
wtorek, 27 lipca 2010
Ticket to Ride
Alleluja, zimno jest. Wzięła się pogoda zlitowała i zafundowała nieco deszczu oraz chłodu. Jestem wdzięczny i postaram się jakoś zrewanżować. Mogę, na przykład, być lepszym człowiekiem i zacząć pić piwo ze szkła, a nie z gwinta.
Weekend miałem fajny, rzekłbym turystyczny. W sumie cztery miasta i pięć różnych środków transportu w trzy dni. Się jeździło, się zwiedzało i odwiedzało, się jadło, piło i grało. Podziękowania dla Mony i Morta za nocleg, karmę i czerwoną nalewkę. Dla Asi i Lamberta za to samo (poza nalewką), ale podwójnie. Dla Lambertowych rodziców za gościnę i dwudaniowe uczty. Dla Akiry za nieobślinienie, a dla Yossy za niepożarcie kabla od słuchawek. I jeszcze dla pani z pociągu za nieudaną próbę zabójstwa.
A kolegów i koleżanki z Bandy zapewniam (żeby nie byli zazdrośni), że z nimi też bym się chciał wkrótce posocjalizować. To kiedy pijemy?
PS. Do zbioru linków dorzucam Gary Kipim Et Bej.
Weekend miałem fajny, rzekłbym turystyczny. W sumie cztery miasta i pięć różnych środków transportu w trzy dni. Się jeździło, się zwiedzało i odwiedzało, się jadło, piło i grało. Podziękowania dla Mony i Morta za nocleg, karmę i czerwoną nalewkę. Dla Asi i Lamberta za to samo (poza nalewką), ale podwójnie. Dla Lambertowych rodziców za gościnę i dwudaniowe uczty. Dla Akiry za nieobślinienie, a dla Yossy za niepożarcie kabla od słuchawek. I jeszcze dla pani z pociągu za nieudaną próbę zabójstwa.
A kolegów i koleżanki z Bandy zapewniam (żeby nie byli zazdrośni), że z nimi też bym się chciał wkrótce posocjalizować. To kiedy pijemy?
PS. Do zbioru linków dorzucam Gary Kipim Et Bej.
czwartek, 22 lipca 2010
You Give Love a Bad Name
Upały są straszne, to i niektórzy dostają na głowę. Ostatnio widziałem jedną taką porażoną ciepłem – chodzi mi o słynną panią w białej bluzce, co krzyża przed pałacem broni. Pani ta, w pełnym słońcu, prawiła kazanie o tym, jak to wspomniany krzyż jest symbolem wielkiego zrywu serc polskich po wiadomej tragedii. Według tej pani krzyż może być przeniesiony tylko pod warunkiem postawienia w jego miejsce godnego pomnika. Bo przecież wola kilkunastu milionów Polaków musi być uszanowana. Ciekawa logika, bo wydaje mi się, że pozostałym kilkunastu milionom pomysł krzyża/pomnika się nie podoba. Ich woli szanować nie trzeba? Mówiła też spalona słońcem pani, że da się ‘porozrywać i pozabijać’, ale krzyża bronić będzie. Ja rozumiem, że pani zafascynowana wczesną tradycją katolicką, ale przyrównywanie się do pierwszych chrześcijan to już chyba lekka przesada. A brak skromności to już na pewno.
A panu byłemu premierowi i niedoszłemu prezydentowi słońce też nie służy. Tak się kreował na człowieka honoru i dżentelmena, a przegrać z klasą nie potrafi. Kilka tygodni temu pojednywał się z braćmi Rosjanami, a teraz nienawistnie szczuje ich swoim dobermanem Antonim. Polityka miłości długo nie wytrzymała, maska spadła. I znowu zaczyna się ustawianie – ja jestem ten dobry, a ty stoisz tam, gdzie kiedyś ZOMO, Napieralski, Zapatero, powódź, grzybica stóp, choroby cywilizacyjne i sataniści. A przegranym w tej całej prowokacji jest po raz kolejny nasze społeczeństwo, jakże skłonne do podziałów i kłótni. A mówili onegdaj, że Polska jest najważniejsza.
A panu byłemu premierowi i niedoszłemu prezydentowi słońce też nie służy. Tak się kreował na człowieka honoru i dżentelmena, a przegrać z klasą nie potrafi. Kilka tygodni temu pojednywał się z braćmi Rosjanami, a teraz nienawistnie szczuje ich swoim dobermanem Antonim. Polityka miłości długo nie wytrzymała, maska spadła. I znowu zaczyna się ustawianie – ja jestem ten dobry, a ty stoisz tam, gdzie kiedyś ZOMO, Napieralski, Zapatero, powódź, grzybica stóp, choroby cywilizacyjne i sataniści. A przegranym w tej całej prowokacji jest po raz kolejny nasze społeczeństwo, jakże skłonne do podziałów i kłótni. A mówili onegdaj, że Polska jest najważniejsza.
piątek, 16 lipca 2010
Electric Feel
Lato u nas fajne, nie powiem. Najpierw trzy tygodnie ulewnego deszczu, powodzie i tym podobne, a potem słońce Sahary non-stop. A mi kiedyś pani na geografii powiedziała, że żyjemy w strefie klimatu umiarkowanego. Że mnie okłamała znaczy? Bo mi to bardziej wygląda na klimat bardzo nieumiarkowany.
A najgorsze, że sobie w ten upał wymyśliłem, że trochę posprzątam. Pomysł równie głupi co pomysłodawca. Niby czysto i satysfakcja jest, ale zmęczyłem się okrutnie. Ostatni raz tak się spociłem jak biegłem na 1500 metrów w drugiej liceum. Tyle tylko, że teraz wynik nieco lepszy.
Więcej dzisiaj nie napiszę, nie wolno się przy takiej temperaturze przemęczać. Na pocieszenie wstawiam link ‘Brzydkie Słowa’. Pozdro!
A najgorsze, że sobie w ten upał wymyśliłem, że trochę posprzątam. Pomysł równie głupi co pomysłodawca. Niby czysto i satysfakcja jest, ale zmęczyłem się okrutnie. Ostatni raz tak się spociłem jak biegłem na 1500 metrów w drugiej liceum. Tyle tylko, że teraz wynik nieco lepszy.
Więcej dzisiaj nie napiszę, nie wolno się przy takiej temperaturze przemęczać. Na pocieszenie wstawiam link ‘Brzydkie Słowa’. Pozdro!
poniedziałek, 12 lipca 2010
Won't Get Fooled Again
Wczoraj skończyły się mistrzostwa świata w piłce nożnej. Nareszcie. Rozczarowany jestem podwójnie.
Po pierwsze, wszyscy moi ulubieńcy padali jak muchy, a pod koniec turniej oglądałem już niejako z obowiązku i bez większych emocji. Jako pierwsi, z moich faworytów, z mistrzostwami pożegnali się Serbowie i Kameruńczycy. Potem odpadli Amerykanie (którzy, w mojej opinii, będą wkrótce liczącą się siłą w światowej piłce), a zaraz po nich Anglicy, którym kibicowałem najbardziej. Potem były ćwierćfinały, gdzie z braku lepszych opcji postanowiłem wspierać drużyny z Ameryki Południowej. Wszyscy wiemy jak poszło Brazylii i Argentynie, a pięknie grający Urugwaj nie zdobył niestety medalu.
Po drugie, był to triumf piłki nożnej chodzonej. Żaden z finalistów nie grał porywająco, żaden z nich nie miażdżył przeciwników. Holandia i Hiszpania spokojnie i bez nadmiernego entuzjazmu po prostu trwały, z wyjątkiem może 45 minut ekipy Oranje w starciu z Brazylią. Kwintesencją tej piłkarskiej chujowszczyzny był wczorajszy finał. Z jednej strony rzeźnik Van Bommel i pozbawiony charakteru Robben, z drugiej grupa chłopców, co się na wietrze przewracają, a po kontakcie z przeciwnikiem robią czternaście spektakularnych przeturlań po murawie. Wczoraj na meczu chciało mi się w pewnym momencie spać. Dobrze, że już koniec. Szkoda tylko, że w finale nie spotkali się Niemcy z Urugwajem – to były najładniej grające ekipy tych mistrzostw i jedyne, które w fazie pucharowej dostarczały emocji.
Dobra strona tych mistrzostw to zjednoczenie Bandy na płaszczyźnie sportowo-hazardowej. Te niezapomniane komentarze, chwile uniesień po trafnym wytypowaniu wyniku oraz tak zwane ‘atrakcje towarzyszące’. Było grubo, warto by było jakoś tę formę aktywności podtrzymać. Może pooglądamy wspólnie mistrzostwa Europy w rzucie młotkiem do telewizora, czy inne zawody w bieganiu z żoną na plecach? Co najważniejsze, trzeba się jednak spotykać w gronie wyrażającym się liczbą jednocyfrową, bo wtedy jakość i treściwość spotkania gwałtownie wzrasta. Howgh.
Od dziś blog będzie w miarę regularnie odświeżany – pamiętajcie jednak, by regularność mierzyć moją miarą. Na deser dołożyłem parę głupawych linków – obejrzyjcie sobie ‘On ćwiczy Parkera’, ‘Szataniści’ i ‘ Wzruszający Moment’ po prawej stronie.
Po pierwsze, wszyscy moi ulubieńcy padali jak muchy, a pod koniec turniej oglądałem już niejako z obowiązku i bez większych emocji. Jako pierwsi, z moich faworytów, z mistrzostwami pożegnali się Serbowie i Kameruńczycy. Potem odpadli Amerykanie (którzy, w mojej opinii, będą wkrótce liczącą się siłą w światowej piłce), a zaraz po nich Anglicy, którym kibicowałem najbardziej. Potem były ćwierćfinały, gdzie z braku lepszych opcji postanowiłem wspierać drużyny z Ameryki Południowej. Wszyscy wiemy jak poszło Brazylii i Argentynie, a pięknie grający Urugwaj nie zdobył niestety medalu.
Po drugie, był to triumf piłki nożnej chodzonej. Żaden z finalistów nie grał porywająco, żaden z nich nie miażdżył przeciwników. Holandia i Hiszpania spokojnie i bez nadmiernego entuzjazmu po prostu trwały, z wyjątkiem może 45 minut ekipy Oranje w starciu z Brazylią. Kwintesencją tej piłkarskiej chujowszczyzny był wczorajszy finał. Z jednej strony rzeźnik Van Bommel i pozbawiony charakteru Robben, z drugiej grupa chłopców, co się na wietrze przewracają, a po kontakcie z przeciwnikiem robią czternaście spektakularnych przeturlań po murawie. Wczoraj na meczu chciało mi się w pewnym momencie spać. Dobrze, że już koniec. Szkoda tylko, że w finale nie spotkali się Niemcy z Urugwajem – to były najładniej grające ekipy tych mistrzostw i jedyne, które w fazie pucharowej dostarczały emocji.
Dobra strona tych mistrzostw to zjednoczenie Bandy na płaszczyźnie sportowo-hazardowej. Te niezapomniane komentarze, chwile uniesień po trafnym wytypowaniu wyniku oraz tak zwane ‘atrakcje towarzyszące’. Było grubo, warto by było jakoś tę formę aktywności podtrzymać. Może pooglądamy wspólnie mistrzostwa Europy w rzucie młotkiem do telewizora, czy inne zawody w bieganiu z żoną na plecach? Co najważniejsze, trzeba się jednak spotykać w gronie wyrażającym się liczbą jednocyfrową, bo wtedy jakość i treściwość spotkania gwałtownie wzrasta. Howgh.
Od dziś blog będzie w miarę regularnie odświeżany – pamiętajcie jednak, by regularność mierzyć moją miarą. Na deser dołożyłem parę głupawych linków – obejrzyjcie sobie ‘On ćwiczy Parkera’, ‘Szataniści’ i ‘ Wzruszający Moment’ po prawej stronie.
Subskrybuj:
Posty (Atom)