sobota, 17 stycznia 2009

If You Dare

Niniejszym otwieram nową rubrykę na łamach mojego bloga. Roboczo nazwę ją ‘Zwyczajni – niezwyczajni’, choć lepiej pasowałoby chyba ‘Normalni – nienormalni’. Będę w ramach tejże rubryki pisał o zwykłych z pozoru ludziach, którzy wyszli z cienia i nieźle błysnęli. Premiował tu będę zwłaszcza błyśnięcie głupotą. Zachodzi obawa, że większość bohaterów tego cyklu będzie się wywodziła ze świata sportu, ale bynajmniej nie zamierzam się tu koncentrować na ich boiskowych wyczynach. Będę tu, bowiem, promował ich odwagę w przełamywaniu standardów i konwenansów, będę chwalił nieszablonowe zagrywki. Postaram się dobierać bohaterów według tzw. ‘klucza Monty Pythona’, Czyli im absurdalniej, tym lepiej. Przez dłuższy czas zastanawiałem się również komu zadedykować pierwszy odcinek cyklu i w końcu wyszło mi, że będzie to pewien anonimowy piłkarz z amatorskiego klubu.

Niedawno temu, za angielskimi górami i lasami, odbywał się mecz piłki nożnej pomiędzy Royston Villa, a Mosborough. Niecodzienne zdarzenie, które miało miejsce w trakcie tego spotkania, staje się jeszcze bardziej absurdalne, gdy uwzględnimy stawkę meczu. Drużyny rywalizowały bowiem o The Sheffield and Hallamshire Senior Cup, czyli tak naprawdę o wielkie nic. Mecz miał zapewne poziom ligi niedzielnej, czyli, że wślizgi były na pół gwizdka, dośrodkowania o połowę za krótkie, a boisko o połowę za długie dla grających nań amatorów bez kondycji. Nieliczni kibice spodziewali się zapewne piknikowej atmosfery, wznoszenia przyjacielskich okrzyków i wielu gestów natury fair-play. I pewnie tak było, aż do osiemdziesiątej minuty, kiedy to skończył się mecz o pietruszkę, a zaczęła reinscenizacja bitwy z filmu ‘Braveheart’.

W osiemdziesiątej minucie nasz anonimowy ‘normalny – nienormalny’ zobaczył czerwoną kartkę i bez kłótni z arbitrem opuścił boisko. Opuścił je jednak tylko na chwilę, bo po chwili był już z powrotem na murawie. Dzierżąc w dłoniach kij golfowy i … średniowieczny miecz półtoraręczny. Nie zdążył jednak wziąć sprawy w swoje ręce, bo ochrona obiektu natychmiast go rozbroiła. Kibice uciekli w przerażeniu, a nie mniej przerażony sędzia z miejsca zakończył mecz. Cóż, nie ma chyba lepszego sposobu na wyrażenie swojej boiskowej frustracji niż przy pomocy średniowiecznego narzędzia zbrodni. Zastanawiam się tylko kiedy pojawi się pierwszy naśladowca mojego dzisiejszego bohatera? I co przyniesie ze sobą na stadion? Kuszę? Wpadnie w pełnej zbroi płytowej? A może po prostu podholuje katapultę i ostrzela przeciwną drużynę płonącymi pociskami?


PS 1. Kudłata niedawno zrobiła się starsza. Możecie jej pogratulować.

PS 2. Nie udało mi się dowiedzieć kto zdobył The Sheffield and Hallamshire Senior Cup.

5 komentarzy:

Brittabella pisze...

Szczęka z hukiem walnęła mi o podłogę :D

Nie z powodu starszej Kudłatej, której oczywiście nie omieszkam pogratulować.

marcinuz pisze...

Naśladowca przyjdzie z buzdyganem; koledzy będą go ubezpieczać z katapultą pod stadionem :D

Brittabella pisze...

A wyobraźcie sobie niezadowolonego kursanta na ten przykład. Z kataną. Uuuuuu.... strach się bać.

marcinuz pisze...

O, to lepiej motywuje do pracy niż ankiety i hospitacje razem wzięte!

Maciek pisze...

Albo wpada Wam gość na zajęcia i piłą motorową zmusza studentów do wzmożonej aktywności na lekcjach...