Powróciłem! Otrząsnąłem się ze świąteczno-noworocznego lenistwa i przyjąłem kilka istotnych postanowień na dwa tysiące dziewięć. Jedno z nich odnosi się do bloga, którego niniejszym odchwaszczam i obiecuję utrzymywać w dobrym stanie. O innych postanowieniach nie wspominam, bo jeszcze mi coś nie wyjdzie i będą mi ludzie wypominać. Dla tych, co jeszcze nie wiedzą – święta spędziłem smacznie i leniwie, a wczorajsze ‘święto’ leniwie i smacznie. To tyle w kwestii sprawozdania ze świąt i okolic. Teraz już przejdę do podsumowania starego roku, bo to rzecz niezmiennie modna i każdy poważny blogger musi sobie rok publicznie podsumować. A rzecz to dla mnie niełatwa z dwóch powodów. Bo, po pierwsze, ostatnio zacząłem żyć według lat szkolnych (czy sezonów piłkarskich), a nie lat kalendarzowych. A po drugie, bo mam sklerozę. Ale spróbuję dwa tysiące osiem podsumować, ku radości Waszej i mojej. Wybiorę sobie różne kategorie i powspominam związane z nimi sukcesy i porażki.
Kategoria kulinarna. Za największe odkrycie tutaj muszę uznać litewskie kołduny, koniecznie w rosole i z odrobiną litewskiej śmietany. No i jeszcze odkrycie ‘La Piazzy’ jako godnej pizzeri. Na miano największej porażki zasługuje… Nie wiem. Wszystko mi w tym roku smakowało. Jak co roku.
Kategoria sportowo-emocjonalna. Zero problemów z wytypowaniem największego sukcesu. Dwudziesty pierwszy maja, coś przed północą. Miejsce akcji: Moskwa. Główni bohaterowie: śliska murawa i słupek. Od tamtego momentu wiem już, co to stan przedzawałowy. Największa wpadka? ‘Występ’ Polaków na Mistrzostwach Europy.
Kategoria strategiczno-planszowa. Największe tegoroczne osiągnięcie to skompletowanie wszystkich części ‘GoT’ oraz skompletowanie zacnej ekipy do tejże gry. A największy kwas to brak możliwości przetestowania dodatku do ‘SoC’. Nie znalazło się ani ośmiu odważnych graczy, ani czasu, ani miejsca.
Kategoria muzyczna. Zakochanie się w AC/DC. No i pojawienie się ich nowej płyty. Po ośmiu chudych latach! A i sama płyta jest w pytę – żadnego odcinania kuponów i odgrzewania kotletów. Muzyczne rozczarowanie to chyba ‘Inadibusu’, trzecia płyta Vavamuffin. Trzy kawałki niezłe, trzynaście pozostałych za karę.
Kategoria komputerowa. Dla większej obiektywności tekstu, zdecydowałem się pominąć tutaj FM. I w takim układzie w przedbiegach wygrywa ‘Mount & Blade’, wesoła gra o zarzynaniu wojów przeciwnika i zdobywaniu zamków. Totalne nieporozumienie roku to ‘Blair Witch Project’ – moja lepsza połowa na pewno się tu zgodzi.
Kategoria filmowa. No tu zdecydowanie ukłony dla człowieka-nietoperza. Ciężko byłoby mi nawet znaleźć godną konkurencję. No, może malutki srebrny medal dla ‘3:10 to Yuma’ i brązowy dla ‘Iron Mana’ , żeby podium nie świeciło pustkami. No to jeszcze na czwarte miejsce wepchnę ‘This Is England’. Słabych filmów nie oglądam. Albo się nie przyznaję.
Kategoria fabularna. W kwestii tak zwanych ‘erpegów’, to odkryłem w tym roku prawdziwą perełkę – osadzoną mocno w klimatach dzikiego zachodu grę ‘Aces & Eights’, która kapitalnie pasuje do terminu ‘brudny western’. Jeśli chodzi o porażki, to zdecydowanie wybieram ‘Exalted’. Nieudana gra fabularna o przepakowanych herosach.
Kategoria społeczna. No bandę muszę wymienić, jako całość. Nie umiem wybrać jednej osoby, dlatego laur będzie zbiorczy. Dzięki dzikiej bandzie (był nawet taki western, nomen omen) w pracy i okolicach było rozrywkowo. Porażka roku to były kolega z pracy – mój, pożal się boże, imiennik. Oraz pani z ZUS-u.
To by było na tyle, do przeczytania wkrótce
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
5 komentarzy:
oj, będę musiał uzupełnić swoje podsumowanie...
ale ogólnie chyba się zgodzimy, że rok całkiem przyzwoity nam się trafił. byleby następny nie był gorszy...
Tak, to był zdecydowanie rok Bandy, domina i Mafii!
Do porażek dopisałabym Avanti.
Przecież Avanti jest super. Do godziny 18.00. Bo potem to już niczego nie mają. Ale gdybyśmy przychodzili wcześniej, to na pewno wszystko by było. A cola to w sumie smakuje podobnie do Pilsnera.
Tak sobie to wytłumacz Kasztanu ;)
Jasne, że cola prawie jak Pilsner smakuje. Dlatego tak często colę piję - wychodzi taniej :P)
A w ogóle to może pójdziemy jeszcze kiedyś do chińczyka?
Prześlij komentarz