poniedziałek, 7 lipca 2008

Highway to Hell

Wiele jest znanych tytułów i powiedzonek zawierających słowo ‘powrót’. Z kręgu kulturowego starczy wymienić powrót do przyszłości, powrót Jedi, czy powrót króla. Z filozoficzno-egzystencjalnych można wybrać powrót syna marnotrawnego i powrót do korzeni lub źródeł. Oraz wiele, wiele innych come backów. I ja też dzisiaj miałem swój powrót. Tyle, że nieco bardziej prozaiczny. Powrót do pracy.

Skarżyć się nie mogę, bo sam sobie zgotowałem ten los. Ale nawet z najlepszym podejściem przeskok z trybu totalnego lenistwa do trybu obowiązkowo-punktualnego jest jak przeskok z Sahary na lodowiec. W progu mojej firma mater powitała mnie nowa koleżanka, ale imienia nie pomnę, bom sklerotyk. Starała się bardzo i była miła, ale do profesjonalizmu i wszechwiedzy Agula było jej daleko. No więc zrobiłem, co lektorowi przed zajęciami przystoi, czyli wypiłem sok i pogadałem o pierdołach z Paulem. A potem ruszyłem do walki.

Grupa jest w teorii pięcioosobowa, ale dzisiaj pokazały się tylko trzy sztuki. Nie wiem, czy pozostałe dwie odstraszyła aura, czy może widzieli moje zdjęcia w galerii szkoły? Tak czy inaczej, zajęcia ruszyły i po kilku minutach słodkiego pierdzenia i wymiany uprzejmości przeszedłem do konkretów. Zaczęliśmy od alfabetu. Nie wiem dlaczego, ale znajduję sadystyczną przyjemność w patrzeniu na ludzi, którzy po raz siedemnasty szukają w pamięci angielskiej wersji literek ‘h’ i ‘y’.

W tej małej grupie każdy uczeń prezentował inny styl. Adam przedstawiał sobą typ ‘jestem od Was lepszy, ale nie powiem tego wprost, tylko pochylę się nad Wami z litością, śmiertelnicy’. Styl Magdy można krótko podsumować jako ‘błogostan plus przyklejony uśmiech plus beztroskie pytania o wszystko’. I zostaje nam Lucyna, która zdecydowanie przynależy do nurtu ‘będę sobie tu cichutko siedzieć i może nikt się nie domyśli jak bardzo się boję’.

Reasumując, było interesująco. Nie wiem jeszcze, czy uczenie tej grupy będzie bardziej pleasure, czy bardziej adventure. Będę Wam donosił na bieżąco o postępach. I zapisywał językowe kwiatki. Pewnie będzie ich dużo, bo nie od dziś wiadomo, że początkujący mają doskonałą i naturalną zdolność przewracania Szekspira w grobie. A przed nami jeszcze piętnaście spotkań, więc potencjalnie setki językowych bluźnierstw. Trzymaj się mocno, William.

Jutro będziemy mówić heloł i łots jor nejm. Idę sobie powtórzyć. Dziękuję za uwagę.

4 komentarze:

marcinuz pisze...

Gratuluję powrotu na łono, czekam na bluźnierstwa :D
A nową koleżankę chyba też już widziałem (odwiedziwszy firmę mater w celu złożenia rachunku)--ale że cham jestem od urodzenia, o imię nie spytałem (więc i nie zapomniałem--tu mam plusa :P).

Brittabella pisze...

Koleżanka nie jest nowa! To jest Karolina - jak ją określiła Marta M. - taki czechowicki Agul :D W ramach, że wszyscy są na urlopach, a oddział w Czechowicach zamknięty, Karolina odrabia pańszczyznę w Centrali. Na zmianę z koleżanką Joanną.
Co do grupy, to Kasztanu, trochę się przyczyniłam do Twego jej objęcia :). Za co mam nadzieję nie pogryziesz mnię. Z indiańskim pozdrowieniem!
Wasza Kierowniczka.

Maciek pisze...

No tak, Karolina. Prawie pamiętałem. Nie mówię, że nie sympatyczna, po prostu Agul jest niedoścignionym wzorcem.

A pogryźć, to Cię nie pogryzę. Postawię piwo nawet. W ramach budowania przyjaźni między kadrą kierowniczą, a robotniczą :D

Brittabella pisze...

A tak baj ze łej, u mnie tyż radyjko gra :)