Wczoraj, wraz z pracownikami z mojej uroczej firmy, poszliśmy w teren. Po różnych perypetiach, szukaniu zaginionych w akcji i zmianie lokalu, wreszcie udało nam się wygodnie rozsiąść. W ruch poszły trunki i przekąski, a potem aparaty mowy. Znaczy, napilim się, najedlim i pogadalim. Wachlarz tematyczny był ogromny. Od dyskusji nad specjałami różnych europejskich kuchni, przez porady metodyczne, aż po recenzje ostatnich dużych imprez sportowych. Zbyt wiele tego było, żeby się to dało krótko podsumować. Ale ja nie o tym chciałem. Ja chciałem o mafii. A raczej o ‘Mafii’.
Jako naczelny board game geek naszego zakładu pracy postanowiłem zabrać ze sobą na spotkanie łatwą i lekką party game, coś w klimatach walki policji ze zorganizowaną przestępczością. Na początku towarzystwo podeszło do zagadnienia nieco sceptycznie, niczym dupa do jeża. Po kilku minutach bezpłodnego tłumaczenia pomyślałem nawet, czy by nie spróbować wersji zasad dla dzieci do lat 6. Na szczęście, z czasem pojawiły się ziarna kumacji i towarzystwo przystąpiło do zasadniczej części rozgrywki. Na tym mógłbym zakończyć relację, bo to, co stało się potem, wykracza poza ramy klasycznego pojmowania świata. Jakby to powiedziała pewna znana nauczycielka: ‘Apokalipsa!’.
Marcin, pokutując za pierwsze rozdanie, utracił trzy jądra. Kasia, targana krańcowymi emocjami, co chwilę zmieniała krzesło. Agnieszka szalała z podekscytowania i groziła brakiem wypłaty. Ania wczuwała się w rolę na maksa i zawsze mówiła ‘wiedziałam!’. Agata ciągle podejrzewała mnie i powoływała się na jakąś gerl pałę. Darek podglądał i konsekwentnie analizował ruchy wroga. Ola odwoływała się do koloru swojej koszulki i rzucała groźby karalne. Beata, niczym oaza spokoju, racjonalnie argumentowała i zachowywała minę sfinksa. Karolina wyglądała jak naturalny dresiarz i przez to nikt jej nie podejrzewał. Było fajnie. Przynajmniej przy naszym stoliku.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
8 komentarzy:
Było fajnie. Nie licząc oczywiście ruchu girl pałowego, który należy stłamsić przy najbliższej okazji, i bezlitosnego odstrzeliwania jąder coponiektórych ;)
No, ty Marcin chyba właśnie bez tych jąder to się do ruchu girl power nadajesz :).
Zapomnieliśmy Kasztanu opisać jeszcze pozycji "face down" na stoliku.
Poza tym tak sobie myślę (powolutku), że my nawet z chińczyka (takiej gry) zrobilibyśmy szoł. Powinni nas w TVNie pokazywać, zamiast "Tańca z gwiazdami".
Cóż, szykujcie się! 1 sierpnia rozgrywamy kubańskie domino!
A tak poza tym bigosu my nie jedli. Tylko mi smaka narobiłeś tym linkiem... :P
Hm. Postuluję, żeby to wypróbować. Po dominie niech będzie chińczyk! :D
A co do ruchu, to mam uraz psychiczny przez ten z Chorzowa :P
A tam chinczyk, bierki przynieście i też będzie jazdaaaaaa :D bo my tacy super żeśmy są.... Marcin mafia górą ;)
Agul
Mafia górą! (a nawet gurą :D).
Bierki chyba gdzieś jeszcze mam, poszukam, może po paru piwach się skusimy :D
eee tam, przy tej drugiej grze, dużo bardziej wrzeszczeliśmy :D
jak zwykle było megaśnie :)
i wypraszam sobie nazywanie mnie po imieniu!! :D
r.
No fakt, przecież nie do tego służy imię, by kogoś nim nazywać. O ja głupi.
Nevermore, jak mawiał poeta.
Pozdro!
Prześlij komentarz