środa, 16 lipca 2008

With a Little Help From My Friends

Coby nie wyjść na chama, trzeba od czasu do czasu poruszyć na własnym blogu kwestię kultury wysokiej. Niestety, moja skromna osoba się kulturą wysoką raczej nie kala, więc miałbym z tym problem. Moje jestestwo zdecydowanie lepiej odnajduje się w kulturze średniego wzrostu, takiej masowo-popularnej. Wszystkich czytelników z góry przepraszam za brak odniesień do postaci Michała Anioła, rzeźbiarzy z okresu dynastii Ming oraz twórczości Johana Vermeera. W ramach rekompensaty nawiążę dzisiaj do popkultury, a konkretnie jednego jej tworu.

Najpierw przyznam się jednak, że czytelnik ze mnie przeciętny. Rzadko czytam coś spoza ściśle określonego kanonu, który sam sobie przez lata ustaliłem. Często wracam do sprawdzonych staroci, zamiast wpływać na niezmierzony przestwór literackiego oceanu. Reasumując, klepię w kółko Sienkiewicza, Sapkowskiego, a dawniej jeszcze Tolkiena i Lovecrafta. Do tego dorzucam, od czasu do czasu, lekturę nowych settingów do różniastych gier fabularnych i instrukcje do gier planszowych. Znaczy się, jestem literacko skostniały i niepodatny na żadne prośby, zachęty i namowy. Na prawie żadne. Raz dałem się, na szczęście, złamać.

Dawno, dawno temu (będzie ze dwa lata), dobry znajomy zapytał mnie, czy uważam Sapkowskiego za najlepszego pisarza z nurtu fantasy. Z pełnym przekonaniem odpowiedziałem twierdząco na jego pytanie. Tedy on do mnie, że jest gość, przy którym Sapkowski zbiera zabawki i wychodzi obrażony z piaskownicy. Ja mu wtedy z repliką, że chyba sobie żartować raczy! Podgrzana emocjami dyskusja potrwała jeszcze trochę, ale po dżentelmeńsku zawarliśmy kompromis i obiecałem, że przeczytam ten jego ‘hicior’. Jak obiecałem, tak zrobiłem. Nie wiem, czy Sapkowski musiałby zabierać zabawki. Wiem jednak na pewno, że obaj autorzy mogą się spokojnie w tej jednej, zajebistej piaskownicy bawić.

Saga ‘Pieśń Lodu i Ognia’ autorstwa George’a R.R. Martina to absolutny wymiatacz! Świetna kolekcja książek dla fanów fantasy, ale i nie tylko. Najpiękniejsze w książkach Martina jest to, że ‘fantastyczność’ jest tam bardzo umowna, a ogromna większość faktów i wydarzeń zdaje się być niemal historyczna. Szacunek budzi tu też konstrukcja i opis świata przedstawionego. W większości klasycznych dzieł fantasy budowa świata jest tylko pretekstem do dziejących się tam wydarzeń. U Martina realia są niemal namacalne, działania ludzi i konsekwencje tych działań są w pełni zrozumiałe, wszystko jest niesłychanie logiczne.

Najbardziej zachwyciły mnie jednak sylwetki bohaterów. Martin z wielką dbałością buduje swoje postaci. Nikt tam nie jest nieskończenie biały lub doskonale czarny. Ludzie miewają słabości, przyziemne problemy nie pozwalają im spać, trafne decyzje mieszają się z tymi niewłaściwymi. Dodajmy tu jeszcze dynamikę i nieszablonowośc rozwoju postaci i będziemy mieli gotowy obrazek. Ci, którzy spiskowali i pluli wkoło, za chwilę będą się kajać i za wszelką cenę starać się odkupić winy. Ci, którzy zbyt długo próbowali być dobrymi, w końcu się wkurzą i pójdą mroczną ścieżką.

Sam autor to też lepszy cwaniak. Fabuła meandruje, wilk staje się owcą, a wszystko to okraszone mnóstwem sugestywnych detali i doskonale uargumentowane. Jest dla mnie Martin specem od nieprzewidywalnych rozwiązań. Przecież żaden pisarz nie buduje przez półtora tomu sylwetki i charakteru bohatera tylko po to, by ten ostatni zadławił się ością na uczcie, prawda? Żaden pisarz tak nigdy nie zrobi. Oprócz Martina. Królowa umarła w tragicznych okolicznościach, cały kraj ją opłakał, minstrele podsumowali jej życie w pięknych balladach. Martin sprawi, że jeszcze usłyszycie o królowej i to nie z pieśni minstrela.

Poczytajcie sagę ‘Pieśń Lodu i Ognia’. Ja, ignorant i półanalfabeta, przeczytałem i od tamtego czasu stawiam tą pozycję na najwyższej półce. W najfajniejszej piaskownicy. Przeczytajcie sagę. Pokochajcie naiwnych w swej szczerości Starków. Sprzymierzcie się z przebiegłymi i przewidującymi Lannisterami. Dostrzeżcie piękno w posępnych ludziach z rodu Greyjoy. Poznajcie całą resztę mieszkańców Westeros. Warto!

3 komentarze:

marcinuz pisze...

Nooooo, kolegę to do działu marketingu trzeba przenieść, bo mnie kolega zachęcił :D. Jak tylko dokończę, co tam mi zalega jeszcze od zeszłego roku na półkach, to rozejrzę się za rzeczoną sagą.

Brittabella pisze...

Hm, fantasy jest OK, ale nie jestem jakoś tak szczególnie ześwirowana na tym punkcie.
W moim czytelnictwie wolę biografie i pamiętniki, taka jestem :)- podglądaczka cudzego życia....

Maciek pisze...

OK, nie namawiam, ale podkreślam jeno, że 'Pieśń Lodu i Ognia' mało ma z fantasy wspólnego. Ot tyle, że świat zmyślony. Magii jest tam niesłychanie mało.

Może chcesz biografię Dejwida Bekchama? :D