Dzisiaj będzie samczo. O piłce będzie.
Kiedy mówię o sobie jako o znawcy piłki nożnej w wydaniu angielskim, zawsze chodzi mi o warstwę teoretyczną. W warstwie praktycznej piłka nożna pozostaje dla mnie sentymentalną abstrakcją od kilku ładnych lat. Gdybym teraz chciał spróbować swoich sił w futbolu czynnym, moje kolana pewnie pękłyby pod naporem nadwagi, dostałbym zawału i spocił przeokrutnie. Zresztą i tak zawsze miałem większy talent do koszykówki. Wobec powyższych muszę pozostać fanem teoretycznym piłki nożnej. W okresie od sierpnia do maja nie mam z tym biernym dopingiem najmniejszych problemów – co sobotę gra liga angielska, a w połowie tygodnia jest Liga Mistrzów. Problem pojawia w okresie wakacyjnym.
Od końca maja aż do połowy sierpnia jest w piłce nożnej tzw. sezon ogórkowy. Czasem wypadną mistrzostwa jakiegoś kontynentu albo globu nawet. Ale to i tak z ciężkim sercem oglądam, bo Polska gra jak zawsze, a Anglicy, którym zazwyczaj kibicuję, ostatnio też grają jak Polska. Znikąd pomocy i znikąd wsparcia. I zostaje taki kibic jak ja sam, zmuszony do oglądania powtórek z zawodów w gonieniu sera, podnoszeniu żony i rzutu młotkiem do telewizora. Z braku futbolowych bodźców człowiek ima się różnych dziwnych zajęć, ale nawet wtedy nie znajduje ukojenia i rzuca nowe hobby po kilku godzinach. I wtedy w sukurs przychodzi człowiekowi On. ‘Football Manager’!
Myślałem sobie kiedyś, że uwolniłem się od menadżerowego uzależnienia na dobre. Ostatnie dni pokazują jednak, że mało w tym myśleniu prawdy. Nękany futbolowym głodem nieśmiało zajrzałem na półkę z grami, a wzrok mój wychwycił ‘Football Managera 2008’. Pół godziny później miałem go już zainstalowanego razem z łatką, uaktualnieniem i kilkoma dodatkami graficznymi. Szybko załadowałem edytor w poszukiwaniu najciekawszych opcji klubowych i zacząłem wybierać zespół, który będzie stanowił odpowiednie wyzwanie dla moich ambicji i planów. I się zaczęło! Wsiąkłem jak krew w piach, że zacytuję klasykę. Głód emocji piłkarskich udało się nieco zaspokoić rzucając się w nurt wirtualnej menadżerki.
Aha. Przecież Wy, normalni ludzie, macie prawo nie wiedzieć co to za jeden ten ‘Football Manager’. Krótko mówiąc, to najlepszy na świecie symulator prowadzenia drużyny piłkarskiej. Nie jakaś głupia zręcznościówka pokroju ‘Fify’, ale poważna gra taktyczno-ekonomiczna. Jako wirtualny trener zajmujecie się transferami, kontaktem z mediami, taktyką, treningiem, wykłócaniem się z prezesem o większy budżet, dyscyplinowaniem swoich podopiecznych i wyszukiwaniu nowych talentów. Wiem, wiem, już wystarczy. Już Was zachęciłem. Dodam tylko, że opcji jest więcej. Całe zatrzęsienie więcej. Jeśli chcecie poprowadzić Wasz ukochany Dolcan Ząbki w finale Ligi Mistrzów przeciwko AC Milan, to właśnie ‘Football Manager’ Wam na to pozwoli! Ja aktualnie daję sobie siedem sezonów na zdobycie mistrza Anglii z czwartoligowcem z Grimsby.
PS. 1. Tak, powyższy tekst jest wymówką dla zaniedbania przeze mnie higieny osobistej, kultury żywienia i kontaktów międzyludzkich.
PS. 2. Dla tych, co ciągle myślą, że piłka to prymitywny sport dla prymitywnych ludzi, polecam lekturę ‘How Soccer Explains the World: An Unlikely Theory of Globalization’ pana Franklina Foera.
PS. 3. Na polu walki zaskakujący zwrot akcji: 5:4 dla Szekspira! Trzy ostatnie zajęcia były wręcz nieprzyzwoicie poprawne i nie przyniosły żadnych rewelacji. To chyba ta pogoda.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
5 komentarzy:
Mi, hm, zawsze lepiej szło w głupie zręcznościówki typu "Sensible Soccer", ale kiedy w Sensiblu pojawiła się opcja menedżerska, z przyjemnością skorzystałem i parę mistrzostw w ten sposób w swoim czasie zdobyłem, zwłaszcza, że pozwalała na wkroczenie manadżera na boisko w kluczowych meczach :D. W FM też zagrałem, ale chyba zdolności coś nie te, bo jakoś nie szło...
...zawsze wierzyłem w Williego! Byle tak do końca! :D
Jeruna, a może by tak w zwykłe piłkarzyki pociupać, panowie, hm? :)
W każdej chwili, z miłą chęcią! Połowę koledżu spędziliśmy ciupając w piłkarzyki. Nawet zastanawialiśmy się, czy by nie przejść na zawodowstwo ;D
Ale gdzie my znajdziemy piłkarzyki? A możeby tak szefa poprosić, żeby do zakładu pracy zakupił?
Z chleba se zrobim, co nie damy rady?
Prześlij komentarz